Koń miłosny
Janusz Styczeń
mówiła mu, że kocha także jego konia,
czy tak samo jak mnie, pytał,
lubiła sama wsiadać na jego konia,
by poznać rytm tajemniczego galopu,
tak podobnego do galopu miłosnej nocy,
pragnęła zobaczyć, gdzie koń z nią pogalopuje,
ale może on galopował nie tam,
wiedziała, że koń jest zwierciadłem mężczyzny,
ujeżdżała konia, by tajemnice mężczyzny poznać,
budził się, gdy wracała,
żebyś nie zajeździła go na śmierć, mówił,
oddawała mu spienionego konia,
ona też miała na sobie pianę, jakby koń
pianę z wszystkich głębin na nią zrzucił,
by nieuchwytna piana tajemnic ta przyoblekła się
w ciało najbardziej realne, bo kobiece,
mężczyzna i kobieta patrzyli na konia
jak na ciało swojej miłości,
byli pewni swojej miłości, póki między nimi
jest koń,
póki mogą dotknąć konia, póki ich miłość
ma co dotknąć, ma za co złapać,
ma na co wsiąść,
ich miłość nie rozproszy się, zawsze scali się,
mężczyzna myślał, że kobieta i koń
zanurzyli się w nie znanym mu morzu
i długo płynęli,
mężczyzna wycierał konia, tak jakby znaczył go
jakimś pismem,
odprowadzał go do stajni, jakby przed samym sobą
chował go,
kobieta patrzyła na to, jakby chciała zobaczyć,
gdzie tajemnica sama pęta swój żywioł,
w nocy mężczyzna całował kobietę, tak jakby
całował ukrytego w niej konia,
jakby pocałunkiem konia wywoływał, wyciągał
z jej wnętrza,
mężczyzna wreszcie widział siebie w kobiecie,
widział, że jest tak bardzo wewnątrz niej,
że nic ich nie rozdzieli,
tętent ich galopady koń słyszał i ze stajni
wyrywał się,
i jak księżycowy cień ich galopadę wiódł,
i w sobie ją kończył