Wiersz miłosny Jarosława Iwaszkiewicza pod tytułem L'amour cosaque [Strona 2]

V

 

Ach, nie wtedy me szczęście najwięcej ponętne,

Kiedy w zgiełku recepcji spotykam obojętne

Spojrzenie, którym mówisz, co ty wiesz i ja wiem,

Czego nigdzie nikomu nigdy nie objawim.

 

Nie wtedy czuję szczęście, kiedy twe stąpania

Prędzej czucie niż ucho z daleka odsłania,

Ani wtedy, gdy twoja niecierpliwa warga

Naciągniętą cięciwę mej miłości targa.

 

Ani wtedy, gdy czuję twoje ciało słodkie,

Złotem miodu oblane, jedyne i wiotkie,

I gdy się jak pod snopem zboża pod nim chylę.

 

Lecz wtedy jestem pełna radości i męki,

Gdy panią we mnie czując, za rozkoszy chwilę,

Pochylasz się, dziękując chłopsko, do mej ręki.

 

VI

 

Przyszła do moich sadów już jesień w odwiedziny,

Uśmiecham się przelotnie uśmiechem margrabiny:

To smutno, choć przyjemnie odlecieć w siną dal,

Jeszcze koralem świecą kaliny, jarzębiny.

 

Nad wodą się zielenią wierzbiny i wikliny,

Gdzieniegdzie tylko spada na nasze ścieżki liść.

Więc może ci rozstania nie będzie bardzo żal;

Wypada już wyjechać: po nowe szczęście iść.

 

Odjadę sobie sama, wytworna i samotna:

Jesień zostanie z tobą — może nie będzie słotna?

Ja jestem niespokojny, przelotny, lotny ptak.

 

Nim jeszcze jarzębiny spóźnionym spłoną złotem,

Zajedzie nasza czwórka: na koźle ty — a potem,

Zapomnę gdzieś o tobie — o mon amour cosaque.