Przypomnienie
Jarosław Iwaszkiewicz
Ich hab'im Traum geweinet...
Heine
I
W nocy dzisiaj, nad ranem, kiedy białe palce
poranku podnosiły fałdy ciężkich osłon,
W śnie moim nagle drzewo boleści wyrosło,
I trwałem z nim splątany niby w ciemnej walce.
Ale liście i kwiaty, i owoce drzewa
Razem mnie otoczyły gęstwiną, szelestem,
I już nie odczuwałem, ani gdzie ja jestem,
Ani czy to ma boleść, czy to drzewo śpiewa.
Ból i słodycz gwałtowną, jak święta Teresa,
Uczułem na przemiany w swym uśpionym ciele,
I krwią spłynęła w ciele żywa rany kresa.
I budząc się leniwo w cielesnym kościele,
Dusza żyć zaczynała; po drodze dalekiej,
Tęskniąc, łzy wycisnęła spod ciężkiej powieki.
II
Nie otwierałem jeszcze ociężałych powiek
Ani łez nie strząsałem, które jak dwie studnie
Ciepłe wytrysły lekko, chociaż płaczę trudnie,
I byłbym jeszcze ciężki, pół sen a pół człowiek.
Rozum nie mógł uchwycić uczuć, co tułacze
Rozpierzchły się po kątach snu pełnego mgłami,
Zatrzymał się niepewny w świadomości bramie
I nie mógł pojąć zrazu, że po prostu płaczę.
Zanim odgadnąć mogłem łez moich przyczynę
I tej wielkiej boleści, która jeszcze cała
I sen mój, i me ciało, oczy napełniała.
Jak kiedy górską, mgłami osnutą dolinę
Promień pierwszy od góry do dołu przeszywa,
Obudziła się nazwa, com sądził — nieżywa.
III
Czasem bowiem przez lata zasnuwamy cieniem
Rzeczy, które zapomnieć na zawsze pragniemy,
Chowamy je w kąt serca najdalszy i niemy,
Skąd wrócić nie mogą nawet i wspomnieniem.
Zapomniane, nie znane ni nam, ani komu,
Śpią tam; nie, raczej w ciszy czuwają — nieżywe,
Nie słysząc, jak gospodarz duszy zabiegliwy
Nowe meble sprowadza do starego domu.
I tylko sen takowy, niespokojny, mętny,
Przerywany okrzykiem i łzami żalnicy,
Przypomni, że umarłe są w serca piwnicy
I w duszy naszej nie sen mają obojętny,
Ale śmiertelny letarg, z którego niektóre
Powstają i ku ustom, oczom idą w górę.
IV
I rodzi się na ustach zapomniane imię.
Więc znowu sny mi moje przychodzisz zamącać
Oddechem twego słowa jak falą gorącą,
I być, czym ciepły powiew rzekom skutym w zimie?
Więc zno vu z dna powstaniesz mojej świadomości
I mówić mi rozpoczniesz imieniem na razie,
By potem przez dzień cały obraz po obrazie,
Przypomnieć, ach, przypomnieć dzieje tej miłości?
Więc znowu wrócisz, imię, niosące za sobą
Nie tren jedwabnej sukni, lecz żywe oddechy
Pól i wiatrów, i lasów, i górskiej uciechy?
O, żarliwa radości, o, słodka żałobo,
Po cóż nękasz mnie, we śnie usłyszane słowo,
Czy chcesz, bym znowu kochał i tęsknił na nowo?