Wiersz miłosny Jarosława Iwaszkiewicza pod tytułem Przypomnienie [Strona 2]

V

 

Na próżno! Dzień nastanie zwykły, choć ubogi,

Wstanę, wyjdę, odetchnę wiosennym powietrzem,

Drzewu powiem: o, drzewo! wiatrowi: o, wietrze!

O przypomnę z wzruszeniem polne polskie drogi.

 

Praca moja codzienna minie do wieczora,

I wieczorem jak co dzień siędę do wieczerzy,

Myśląc, że to, co było, było, jak należy,

I że teraz na uśmiech i pogodę pora.

 

tylko to, że przez cały pracowity dzionek

Coś niby jak muzyka daleka, jak dzwonek

Na stepie pojękliwy, niby gama nutek

 

Najcichszych towarzyszyć mi będzie powszędy,

I wmiesza się w mych liter pracowite rzędy

I połączy z pogodą — coś jak gdyby smutek.

 

VI

 

To nie znaczy, bym ciągle przypominał sobie

Uśmiechy twe i słowa, i wyrazy twarzy -

Tylko szereg od dawna widzianych pejzaży

Prześliźnie się i zwiąże łańcuchem w mej głowie.

 

Czy to wśród pracy, czy pośród wytchnienia,

Przysłonię przez dzień cały palące powieki,

A widok za widokiem, jak obłok daleki,

Przepłynie z mglistej dali na zenit widzenia.

 

To miasto wydźwignione nad rzekę wysoko,

To zieleń drzew, strąconą nad wodę głęboką,

Ujrzę,aż sam się sobie zdam takim obrazem.

 

I tylko raz zobaczę równe szare pole -

I na wodzie odbite trzy mgliste topole -

Miejsce, gdzieśmy na wiosnę kiedyś byli razem.

 

VII

 

Życie składa się z różnych dni pracy, zabawy,

Przemija człowiek trochę i trochę się włóczy,

Dojrzewa ciągle, słucha, widzi, czyta, uczy.

W Warszawie chce Paryża, w Paryżu Warszawy.

 

Myślę sobie: wraz z nocą sen przyjdzie zwyczajny

I skrzydłem mnie otoczy kochanym, brat życia,

Przypomnienie powróci do swego ukrycia

I jutro się obudzę bez wspomnień Ukrainy.

 

Za trzaśnie się jak wieko bolesne myślenie

O uśmiechu dawniejszym i o łzach, co płoną -

Przemijanie, to prawda jedyna, osłoną

 

I ciebie mi oddali, i twoje wspomnienie,

Jeszcze myślę o tobie... a już mi uciekasz.

Jeszcze powiada przysłowie, czas najlepszy lekarz.

 

VIII

 

Tylko jeszcze wieczorem, przed samym zaśnięciem,

Inaczej niż zazwyczaj w łóżku się ułożę

I pomyślę, że tobie to zawdzięczam może,

Iż sen przychodzi dzisiaj jak lekkie dotknięcie.

 

Jak przed deszczem obłoki na gasnącym niebie,

Wyda mi się nadzieja, że się znowu we śnie

Ocknę z twoim imieniem zrośnięty boleśnie

I chociaż będę płakał, to te łzy dla ciebie.

 

Lecz z wolna coraz głębiej zapadając, znowu

Z ulgą wielką przypomnę, że się nie powtórzą

Sny palące, natchnione i pachnące różą.

 

Tylko gdy senne fale zamkną się nad głową,

Imię twoje opadnie na dno świadomości,

Jak rybka w noc — raz pluśnie o tej miłości.

1925