Pogrzeb
John Donne
Ktokolwiek w całun owinie mnie biały,
Niechaj nie rusza
Włosów splecionych, które opasały
Jedno z mych ramion: w nich tai się Dusza
Zewnętrzna i widoma,
Przez tamtą, która w niebiosa odbiegła,
Namiestnikiem zrobiona,
By członków, jej prowincyj, przed rozpadem strzegła.
Bo skoro nić ta, co z mózgu spływała
W dolne rejony,
Zszyć mogła w całość wszystkie cząstki ciała —
Pęk włosów, niegdyś do góry pędzony
Z mędrszego mózgu woli,
Scali mnie lepiej; choć w nich mógł być dany
Znak, że zaznam niedoli
Nie mniejszej niż skazańcy, zakuci w kajdany.
Chcę, by te włosy ze mną w grób zanieśli:
W miłosnej męce
Umrę, a stąd i bałwochwalstwo, jeśli
Męczeńskie szczątki trafią w czyjeś ręce;
Tak jak było pokorą
Dorównywanie Duszy własnej w niebie,
Jest zuchwalstwem, że skoro
Ona mnie nie ocala — ja cząstkę jej grzebię.
Przełożył
Stanisław Barańczak