Zazdrość
John Donne
(Elegia I)
Ckliwa niewiasto, śmierci mężowi życząca,
Czemu na jego zazdrość skarżysz się bez końca?
Gdyby otruty leżał w śmiertelnej pościeli,
Spuchły, ze skórą w strupach, gdybyśmy słyszeli,
Że jego oddech staje się krótki i wartki,
Jak gdy muzykant żwawy nutę drobi w ćwiartki,
Gdyby rwały go wstrętne wymioty, gotowe
Wyrzygać jego duszę z piekła w piekło nowe,
Gdyby wrzaskiem głuszyło go krewniaków grono,
Pragnąc wyżebrać spadek za łzę wymuszoną —
Nie w łzach byłabyś wtedy, lecz w przednim humorze,
Jak niewolnik, co jutro wolność zyskać może;
Czemuż więc płaczesz widząc, jak sam się uśmierca,
Łykając własną zazdrość, tę truciznę serca?
Winnaś mu raczej wdzięczność, bo najgrzeczniej w świecie
Każdym swym podejrzeniem ostrzega nas przecie.
Nie wolno nam już odtąd kpić z niego otwarcie
Ani z jego szpetoty drwić w złośliwym żarcie;
Ani, przy nim za stołem siedząc, prócz spojrzenia
Wymieniać zdrożne słowa, dotknięcia, westchnienia;
Ani też, gdy rozdęty od potraw zbyt wielu,
Z sapaniem w wiklinowym zasiada fotelu,
Nie wolno nam przywłaszczać sobie po kryjomu
Jego łoża i igrać w jego własnym domu.
Dziś widzę, że to szanse nasze nadweręża;
Dom jest królestwem, zamkiem i diecezją męża.
Lecz jeśli — jak ci, których nachodzi ochota
Lżyć księcia lub bić pieniądz z książęcego złota,
Więc jadą za granicę i tam grzeszą — w innym
Domostwie się oddamy igraszkom niewinnym?
Tam możemy, bezpieczni przed płatnymi szpiegi
Twego męża, drwić z jego intryg i strategii,
Jak mieszkańcy prawego Tamizy wybrzeża
Szydzą z mera Londynu lub Niemcy z papieża.
Przełożył
Stanisław Barańczak