Pieśń
Julian Ursyn Niemcewicz
Raz, patrząc na mę Zosię,
Gdy skronie wieńczyła kwiatem,
Tyś jest — rzekłem — moim światem,
Ty stanowisz o mym losie!
Wzrok twój czuły lub okrutny:
Jam szczęśliwy albo smutny.
Gdyby mi wybierać dano,
Czyli wolę skarby złote,
Czyli mą Zosię kochaną,
I jej wdzięki, i jej cnotę;
Rzekłbym: weź złoto, kamienie,
Ja wolę Zosi spojrzenie.
Róża, co dzień tylko żyje,
Jednak z Zefirem omdlewa;
Słowik co się w liściach kryje,
Przez wiosnę swej żonce śpiewa:
Ty Zosiu w młodości kwiecie
Chceszże żyć sama na świecie?
Nie ta pasterka szczęśliwa,
Której zaletą ozdoba,
Ni co się wielu podoba;
Ale ta co żyje tkliwa,
Co powiedzieć może: Wierzę,
Jest ktoś, co mnie kocha szczerze.
Ach! jest, co dla Zosi żyje,
Co ją nade wszystko ceni!
Miłość on swą wiernie kryje,
Niech się Zosia nie rumieni.
Lecz choć usta nie mówiły,
Przecież go oczy zdradziły.