Wiersz miłosny Kazimiery Zawistowskiej pod tytułem Ewa

Ewa

I

 

Usnął Adam, skroń sparłszy o warkocze Ewy,

I w śnie Panu się kłaniał — bo stworzeniu z gliny,

Sad Edenu Pan otwarł z mnogością zwierzyny,

I dał jagód soczystość i zbóż złotych siewy,

 

I sytemu łask szczodrych — otworzył bok lewy,

I żywemu dał kwiatu powstać z jego kości.

Więc olśnion, wzrok napasłszy krasą tej piękności,

Usnął Adam, skroń sparłszy o warkocze Ewy.

 

I cisza — w łąk kobiercu śpi Adam, śpią trzody,

Edeńskie im wonieją zdrzemane ogrody...

I tylko, wraz z gwiazdami nad zacisznym rajem,

 

Dwie par źrenic bezsennych patrzy w siebie wzajem —

I do Ewy płonącej, złotowłosej głowy,

Wąż pnie ciała gibkiego oplot szmaragdowy.

 

II

 

"Zakazanego straż mi Drzewa dana,

A więc stul oczy — bo gdy krew jagody,

Łaknących ust Twych zwabi kraśne miody,

To swą urodą cała zesromana,

 

Już nie poniesiesz pokłonu dla Pana,

Bo tak potężne wyśnią raje Tobie,

Usta Adama w tej płomiennej dobie,

Że padniesz, jako winnym sokiem pjana,

 

Na jego łono..."

 

Ponad Ewy głową,

Wąż swoją wstęgę zgina szmaragdową,

Do pożądliwych jej wtulając dłoni,

 

Szkarłatny owoc przeklętej jabłoni,

I cisza — potem z Świadomości Drzewa

Soczysty owoc zgryzła biała Ewa...