Wielkiej miłości — i czuć przy swej głowie
Twą głowę piękną jak młodość i zdrowie...
I zapomniawszy, czym wpierw było życie,
W zaczarowanym swej duszy błękicie
Prząść z nieskończonej kądzieli Wieczności
Nić promienistą Wiary i Miłości.
III
O przyjdź Ty do mnie — bom dziwnie samotna,
Noc się nade mną rozełkała słotna
I dziwnie jestem w tej nocy samotna...
Strugami deszczu mży mgielna szaruga,
Noc pełna cieni, wystygła i długa,
Przedzgonnych psalmów snuje hymn pokutny,
Łka w strunach deszczu w rytm niezmiernie smutny,
W mgłach odrętwiałych łka swój hymn pokutny.
I jak wid śmierci leci mi nad głową
Ta noc rozgrana ulewą deszczową...
O przyjdź Ty do mnie — przyjdź w tę ciszę mroczną.
A oczy moje przy Tobie odpoczną,
Oczy, zasnute mgieł oponą mroczną.
I wzlecę w jasne oczu Twoich głębie
Jako za światłem tęskniące gołębie.
I spiję niebo z gwiazd złotymi ćwieki!...
I przymknę pjane rozkoszą powieki,
Wypiwszy niebo z gwiazd złotymi ćwieki.
[Kędy Ty idziesz...]
Kędy Ty idziesz, na białe przestrzenie
Kładzie się ciche i senne milczenie —
I tylko poblask pada księżycowy,
Na chłodne stepy i białe parowy.
Z szat Ci wichr tylko śnieżne strząsa kwiecie,
I gdzieś po bezdniach, po topielach miecie,
I tak niestrudzon wlecze się przez łany
W mrok coraz gęstszy, co zasnuł kurhany,
Twój cień!... I z sobą przez wydmy i głusze,
W tumany mgielne wlecze moją duszę...
Mgłami tułacze jej skrzydła owija,
Tęsknica stepów, widmo, co zabija.