Do nieznajomej
Kazimierz Przerwa-Tetmajer
Nie wiem, kto jesteś — ledwo kilka razy
widziałem ciebie — za każdym widzeniem
pierś ma się dziwnym podnosi wzruszeniem,
serce szalonym poczyna bić tętnem,
a usta moje palą te wyrazy,
które bym tylko w omdleniu namiętnem,
patrząc ci w oczy, wymówił westchnieniem.
Rozkosz i boleść czuję, gdy cię widzę,
i zdaje mi się, że cię kochać muszę,
i zdaje mi się, że cię nienawidzę —
przekląłbym ciebie i oddal ci duszę.
Na myśl rozkoszy, jaką twój dać może
uścisk dziewiczy, oszaleć się boję —
szukając ciebie, spotkania się trwożę —
trucizną są mi cudne oczy twoje,
oczy błękitne i senne jak morze.
Na samą myśl tę, gdy cię półomdlałą
widzę w snach moich z lawy i płomienia,
gdy dłutem z ognia rzeźbię twoje ciało,
każdy kształt ciała, co gdy opierścieni,
zmysły w huragan i krew w burzę zmieni:
na samą myśl tę bliskim jest omdlenia.
Tonąc w srebrzystym ócz twoich błękicie,
pod stopy twoje rzuciłbym me życie,
a razem żądzę uczuwam szaloną
zabić cię jednym oczu moich błyskiem,
bo wolałbym cię śmierci poślubioną
widzieć niż z innym splecioną uściskiem.