Wiersz miłosny Konrada Sutarskiego pod tytułem chochoły na Plantach

chochoły na Plantach

wargi podnoszą się z warg

poranne mgły

powoli otwierasz popielate stawy oczu

palce jeszcze spływają po szyi chwytają złoty świt włosów

milkną zastygają

 

nad rozchylonymi ustami spotykają się spojrzenia

dwa cienie dwa wiatry

szukają

szukają może pięciu różowych cukierków by zagrać nimi w kamyki

a może szukają światła

może dobroci

 

chochoły na Plantach zasypiają z księżycem na korze

kilka dawnych krakowskich lat

jak ten smutek podobny do żwiru nieruchomy milczący

tylko pod bosymi nogami szeleści i kłuje

z takiego smutku z połyskujących chochołów wysypuje

się dobroć

pozbieramy

czy schylisz się ze mną

 

usta nie widzą oczu

wargi widzą wargi

znowu podchodzą i zaplątują się w wilgotne czerwienie