wracając z «Lohengrina»
Konrad Sutarski
twoje przysięgi są rzecznym wirem
ściągają chmury w dół topią
nikt nie wyciąga rąk
dziki ptak przelatuje może bąk trąca plusk skrzydłem
ach przyrzekałam
coś rozkwita na itwarzy
ogród z długimi płatkami rzęs
ciekawość lęk los zdyszane konie o białych grzywach
dlaczego
ja cię o nic nie pytałem
w białej sukni ty cień nadlatującego gołębia stoisz
biały krzyż zabity
skąd tyle krtani drgających każda śpiewa twoje
załamanie dłoni różowych tasiemek
ja cię o nic nie pytałem
moja łódź przybiła do brzegu
mieniłem się w słońcu twoim spojrzeniu
w twoim wzroku nabrzmiewała jasność wiosennych
topoli
jeszcze puszku nie było
tylko błądzenie motyla
podwodny dzwon
od twych palców nie oderwałem się spadły liść zostałem
czy można żądać mniej
można mniejszą jałmużną okupić twoje jeziora
ramion?
zielony brzeg na zawsze zniknie
ucichną śpiewy białych piór
zasypią moją srebrną zbroję
szepty okrągłych cieni stołu
lato zapachnie silnie tobą
gorzkawy umilknie szelest
ja siądę podparty na ławie
w tym cały zastygnę zapachu
choć w tobie pytanie
choć śmierć
dotyk dłoni zabiorę ze sobą
nie zapomina się pogubionych ptasich piór na polu