Piękny wstyd
Krystyna Lars
Dotknij mnie. Oni już tu nie wejdą
Możesz odetchnąć. Zamknąć oczy
Szkło, w którym śpią nasze odbicia
Lśni w głębi pokoju
— czarne i pełne wspomnień
od których różowieją nam koniuszki uszu
Ten Piękny Wstyd ożywia nas —
nie chcemy, by umierał wraz z nami
Dłonie, w których pulsuje jeszcze niedawny dotyk
przefruwają za oknem jak para gołębi
Białe i senne nie pamiętają swoich imion
Powietrze odwraca się na wznak
i w miękkim znużeniu odsłania włosy wiatru
Teraz pokój ciemnieje —
tak jakby żaluzje stały się powiekami
To noc udaje, że nie chce na nas patrzeć
Nie wierzymy jej —
zbyt dobrze ją znamy
Mrużymy oczy. Splatamy palce nad głową
Czujemy słodki dreszcz — gdy wspomnienie wędruje pod skórą
jak ukryty tatuaż
Czekamy wstrzymując oddech
— nie potrafimy się bać
W pokoju jest coraz ciemniej
Powietrze drży — jak przebite włócznią
Umarli pochylają się nad nami jak lustra
— łagodni i piękni — zaglądają przez ramię
w otwartą książkę, która powoli oddycha
między nami na poduszce
Wiemy dobrze: jest niebezpieczna — widziała zbyt wiele
Nagle
Kiedy odgarniając włosy
nieostrożnie dotykam jej —
zachodzi purpurą, w której przebłyskują łzy
Ramiona są rozchylone
Czerwień delikatnie dotyka zmrużonych rzęs
Cyprysowy krzyżyk gaśnie na piersiach
Moja szminka — na twoich wargach