Sczeźniemy Irenko
Krzysztof Gąsiorowski
Kości twoich pragnę domacać się,
kochana, abym mógł Cię rozpoznać
w Dzień Zmartwychwstania
(ze średniowiecznej poezji hiszpańskiej)
Sczeźniemy Irenko, obsypiemy się
w proch i pył, wessą nas glina i ił,
rozjarzy popiół radioaktywny...
Mniejsza tu o mnie, ale
bez fałszywego wstydu podglądam Cię
nocami od kilku gwałtownych tygodni
nieswoim okiem nieskończoności i
upijam się gorzką śliną.
Twoje piersi, twoja szyja, twoje
uda i usta... Nikt tego już nie
powtórzy, nikt nie zdoła odtworzyć
z nicości.
Twoje pośladki i biodra,
kiedy klęczysz, schylona i korna
wobec nadciągających gwiazd,
kurczowo czepiając się sierści
dywanu, pod którym szamoce się
śmierć, powstrzymana na parę
drżeń i westchnień.
Kto mówi o sprawiedliwości lub
o sensie? Ale co za straszliwe
marnotrawstwo!
Zestarzejesz się, Irenko, sczeźniesz,
raz na zawsze rozwiązane będą linie
twoich ramion, kształt brzucha i jego
gniazdo.
Powinienem odejść, aby
nie zapomnieć, tyle że i wtedy wraz
ze mną przepadną.
Gdybym jakoś poczuwał się
wobec wieczności, wierzył w
zmartwychwstanie i żywot,
i Sąd Ostateczny —
powinien byłbym teraz, zabić Cię,
Irenko.
Zabić, poćwiartować, rozrzucić
po śniegach wieczystych. Wszystkich
byś rozgrzeszyła swym wzejściem
świetlistym.