Twój cichy gaj laurowy
Leopold Staff
Twój cichy gaj laurowy i twe źródło leśne,
Które mnie widywały w każde rano wczesne
Mieszającego w liści szum westchnienia skargi,
A w przeźrocz wód odbicie mej spalonej wargi,
Dziwią się, że wróciwszy po długiej rozłące,
O, nimfo biała, ciszy twej łkaniem nie mącę.
Odstaw i nie czerp wody w dzban, któryś wzbraniała
Ustom żądnym ochłody i twojego ciała.
Nie zapraszaj, bym z twego źródła pił. Ochłody
Nie pragnę już, swej piersi nie zbliżaj mi młodej.
Naga na mchu opodal siądź. W ciszy głębokiej
Chcę podziwiać twe biodra jednako jak boki
Cudnie rzeźbionej czary. Dopiero dziś boską
Widzę piękność obojga was spojrzeniem, troską
Żądzy niesytej, falą krwi nie zamąconą.
Czemu płaczesz? Niech smutek nie wstrząsa twym łonem.
Bo narzekać bym musiał, że nie umiem wcale
Żałować modłów, którem słał w rozpaczy szale,
Gdyś ty, na me błagania zimna i nieczuła,
Goryczą swej odmowy pogodę mą truła,
A jam bogów o ulgę w męce prosił srogiej.
I smutnych modłów moich wysłuchały bogi
Łaską swoją, co w dolę niedolę przemienia,
Wyzwoliwszy mię z męki żądzy i pragnienia.