Wiersz miłosny Leopolda Staffa pod tytułem Willa samotna

Willa samotna

Cień, co na miłość naszą padł wieczną żałobą,

Był dawno w mym przeczuciu. Pomnisz: szedłem z tobą

Wzdłuż muru, zza którego słodko się wychyla

Tonąca wśród jaśminów i róż biała willa,

Tchnąca marzeniem ciszy i woni głębokiej.

Na srebrnym niebie gasły różowe obłoki,

Błękitny zmierzch zapadał i byliśmy smutni.

Stanęliśmy w zadumie u krat starej wrótni,

Patrząc w tajemne mrokiem ogrodu głębiny,

Stworzone, zda się, aby wśród nich snuć godziny

Szczęścia w niezamąconej i jasnej miłości.

Wszystko zdało się czekać żądnych ciszy gości,

Tu nam, ściganym trwogą, zdawała się schrona.

Ogród tchnął upojeniem. Tęsknotą wiedziona

Dłoń ma bezwiednie pchnęła wrota i... opadła.

Wrota zamknięte były. I twarz ci pobladła,

Bo i ty może wtedy odgadłaś to samo:

Że obalony posąg Hermesa, co plamą

Na murawie wśród zmierzchu bielał jak płat śniegu,

Był jak poseł miłości pogodnej, co w biegu,

Chcąc wrota nam otworzyć, runął jak kwiat ścięty,

U bramy zostawiwszy nas szczęścia — zamkniętej.