List z Czang-Kanu
Li T`ai-Po
Gdy mi grzywka czoło zasłaniać zaczęła,
Przed bramą zrywałam kwiaty dla zabawy.
Wtedy tyś hasał na koniu z bambusu,
Kręcąc się przy ławie, gdzie śliwki leżały.
Na przedmieściu Czang-kan mieszkaliśmy razem,
Dwoje małych dzieci, nie znających złego.
Mając lat czternaście żoną twą zostałam,
Wstydziłam się bardzo twarz odsłonić swoją
I ku ciemnej ścianie opuszczałam głowę,
Na tysiące jęków żadnej odpowiedzi.
Mając lat piętnaście brwi zaczęłam czernić,
Chciałam, byśmy razem w proch się obrócili.
Byłeś wierny jak ten, co się trzymał słupa.
Nie weszłam na wieżę czekającej żony.
Miałam lat szesnaście, gdyś w podróż pojechał,
Gdzie rzeka spieniona ściśnięta w wąwozie,
Której miesiącami w bród przejść nie można.
Gdzie w niebo się wzbija wycie małp żałosne.
Przed bramą kroków twoich stare ślady
Mech jeden po drugim zielony zarasta,
Mchu nie mogłam wyrwać, bo wrósł już głęboko.
Za wcześnie postrącał liście wiatr jesienny
I żółte motyle daremnie fruwają
Parami nad trawą Zachodniego Sadu.
Taki widok wzrusza i rani me serce.
Siedzę sama. Więdnie rumieniec mej twarzy.
Czy prędzej, czy później zejdziesz z Sycz'uanu,
Kiedy list twój wczas dojdzie do naszego domu,
By spotkać się z tobą nie ma długiej drogi,
Do portu Czang-feng-sza prosto pójdę chętnie.
Przełożył Witold Jabłoński