dla dwóch różnych uczuć, z których jedno jest jakby ciałem
życia, drugie duszą - tym lepiej, ponieważ sytuacja nasza
odpowiadać będzie naszym myślom i uczuciom. Podobnie jak
nie co dzień można być wzniosłym, nie co dzień również
można być szczęśliwym. Nie będziemy widywali się co dzień,
nie będziemy co dzień płonąć świętym ogniem, ale będą
zdarzać się piękne dni i nie zabraknie świętego ognia.

(...) Czy będę do niego należała, czy nie, wydaje mi się
kwestią drugorzędną wobec tej, którą się teraz zajmujemy.
Sprawa jest jednak ważna sama w sobie, to sens życia
kobiety, jej najdroższa tajemnica, wiedza najlepiej
opracowana, zalotność najbardziej utajona. Panu, memu bratu
i przyjacielowi, wyjaśnię z całą prostotą tę wielką tajemnicę,
którą tak dziwnymi komentarzami opatrują ci, co wymawiają
moje nazwisko.
Uczucia brały zawsze górę nad rozumowaniem, a granice,
jakie chciałam sobie narzucić, nie przydawały się na nic.
Wielokrotnie zmieniałam poglądy. Ponad wszystko wierzyłam
w wierność. Głosiłam ją, dotrzymywałam jej, wymagałam.
Zdradzono mnie, ja też zdradziłam. A jednak nie czułam
wyrzutów, ponieważ będąc niewierna podlegałam jakiemuś
fatalizmowi, instynktownemu dążeniu do ideału,
które popychało mnie do porzucenia tego, co niedoskonałe,
dla tego, co wydawało się bliższe doskonałości. Poznałam
miłość w całym jej bogactwie; miłość artysty, miłość kobiety,
miłość siostry, matki, zakonnicy, poety - cóż tu dodać
jeszcze? Niektóre rodziły się we mnie i marły tego samego
dnia, a ten, kto je wzbudził, nigdy się o nich nie dowiedział.
Inne stały się męką mego życia, przywodząc mnie
do rozpaczy, do szaleństwa niemal. Jeszcze inne przez lata
całe trzymały mnie zamkniętą jak w klasztorze, w nadmiernym,
uduchowieniu. Wszystko to było doskonale szczere (...).

(...) Jak dotąd, byłam zawsze wierna temu, co kochałam,
doskonale wierna w tym sensie, że nikogo nie okłamywałam
i nigdy nie przestawałam być wierna bez ważnych powodów,
które z winy drugiej strony zabijały we mnie miłość.
Nie jestem z natury niestała. Przeciwnie, tak przywykłam
do miłości wyłącznej dla kogoś, kto mnie kocha, tak nieskora
jestem do zapalania się, tak często przebywam
w towarzystwie mężczyzn, zapominając o swej kobiecości,
że wrażenie, jakie wywarła na mnie ta krucha istota, zmieszało
mnie i zbiło z tropu. Nie ochłonęłam jeszcze z tego
zadziwienia i gdybym miała w sobie więcej dumy, poczułabym
się bardzo upokorzona tą nagłą niewiernością serca,
i to w chwili, gdy widziałam przed sobą życie na zawsze
spokojne i ustatkowane. Myślę, że byłoby źle, gdybym mogła
przewidzieć, rozważyć i odeprzeć ten atak; ale uległam
zaskoczeniu, a nie leży w mojej naturze kierować się
rozumem, kiedy zawładnie mną miłość. Nie czynię więc sobie
wyrzutów, ale stwierdzam, że jestem słabsza i bardziej
podatna na wrażenia, niż myślałam. Mniejsza o to, nie grzesz?
próżnością; to wszystko dowodzi jednak, że powinnam
wyzbyć się jej zupełnie i nie pochlebiać sobie nigdy,
że jestem dzielna i silna. Zasmuca mnie to głównie dlatego,
że moja piękna szczerość, której przestrzegałam tak długo
i z której byłam nieco dumna, wystawiona jest dziś na próbę
i dozna klęski. Będę musiała kłamać jak inne (...).

[Nohant, koniec maja 1838]


(...) Ale mniejsza z tym! Pańska ewangelia jest moją,
ponieważ nakazuje myśleć o sobie na ostatnim miejscu
i nie myśleć o sobie wcale, jeśli szczęście tych, których
kochamy, żąda od nas podjęcia największego wysiłku.
Proszę wysłuchać mnie dobrze i odpowiedzieć jasno,
kategorycznie, prosto. Czy osoba, którą chce, powinien
lub sądzi, że powinien kochać, potrafi zapewnić mu szczęście,