List Owidiusza do żony

Woda mi nie smakuje, i klimat jest niezdrowy,
I sama ziemia tu strach jakiś dziwny szerzy.
Dom niewygodny, mały. Żadnych leków nie znają,
Apolla sztuką nikt cierpienia tu nie leczy,
Ni przyjaciela nie ma, który by uspokajał,
Rozmową skracał czas, gdy nieznośnie się wlecze.
Wśród ludów obcych leżę, skronie gorączką płoną
I choremu na myśl przychodzi, co dalekie.
A gdy wszystko wspominam, Ty tylko jesteś, żono,
Dla mnie tak bliska wciąż, choć, zda się, przeszły wieki.
Ciągle z Tobą rozmawiam, Ciebie wzywam jedynie,
Nie mija żadna noc bez Ciebie, ni dzień żaden,
Mówią, że i w malignie, choć w gorączce myśl ginie,
Imieniem drżały Twym zawsze me wargi blade.
Gdy leżałem osłabły, a język zesztywniały
Ledwie by winnych gron ożywić mogły soki,
Wtem ktoś rzekł: "Pani przyszła" -
Zaraz podnieść się chciałem,
Sił przybyło, bom śnił, że to Twoje są kroki.
Tak więc niepewnym życia. A Ty tam w Rzymie może
Już nie pamiętasz mnie, żyjesz sobie radośnie?
Nie, tak nie jest. Kochana, tym się wcale nie trwożę:
Beze mnie każdy dzień dla Ciebie bólem rośnie (...).