Listy Gustawa Flauberta do Colet
i panny Dosquet

(...) List otrzymany dziś rano jest na stole, między moim
ostatnim zdaniem a tym, którego jeszcze nie skończyłem;
dopiero co znów go odczytałem, aby cię ujrzeć
ponownie bardziej z bliska i poczuć mocniej twój zapach. -
Myślę o pozie, jaką musiałaś mieć pisząc go, i o zamyślonych
spojrzeniach rzucanych podczas odwracania kartek. - To dzieje
się pod tą lampą, która oświetlała nasze pierwsze pocałunki,
i na tym biurku, gdzie piszesz swoje wiersze.
Zapal wieczorem swą alabastrową lampę; popatrz na jej
światło białe i blade, przypominając sobie ten wieczór,
kiedyśmy się pokochali. Powiedziałaś mi, że nie chcesz więcej
jej używać. - Czemu? Ona się wiąże jakoś z nami.
Lubię ją (...).

Miłość, jak i reszta, jest tylko pewnym sposobem widzenia
i czucia. To jest punkt widzenia nieco wyższy, nieco szerszy;
odkrywa się w nim nieskończone perspektywy i horyzonty
bez granic (...).

Kocham na swój sposób, więcej czy mniej od ciebie?
Bóg to wie. Ale kocham cię, tak, i gdy mi mówisz, że może
zrobiłem dla pospolitych kobiet to, co robię dla ciebie, wiedz,
iż nie zrobiłem tego dla nikogo, nikogo - przysięgam ci. -
Jesteś jedyną i pierwszą osobą, dla której jedynie mogłem
odbyć podróż i którą kochałem na tyle, żeby to zrobić
(ponieważ jesteś pierwszą, która mnie kocha tak, jak ty mnie
kochasz). Przed tobą żadna inna nie płakała takimi samymi
łzami i nie patrzyła na mnie tym czułym i smutnym
wzrokiem. Wspomnienie środy jest moim najsłodszym
miłosnym wspomnieniem. To ono, gdybym jutro został
starcem, kazałoby mi żałować życia.

Dziękuję za przesłanie listu Filozofa. Zrozumiałem sens tej
przesyłki. To jeszcze jeden hołd, który mi składasz, ofiara,
którą gotowa jesteś ponieść dla mnie. To tak, jakbyś mi
powiedziała: "Jeszcze jeden, którego składam u twych stóp:
zobacz, jak mi na nim nie zależy, gdyż ciebie kocham". -
Dajesz mi wszystko, biedny aniele, swoją sławę, swoją poezję,
swoje serce, swoje ciało, miłość mężczyzn, którzy cię
pożądają; szafujesz dla mnie swoimi bogactwami,
by mi sprawić zadowolenie i nasycić moją dumę.
A więc bądź kontenta: jestem szczęśliwy i dumny z ciebie.
Tak, szczęśliwy, powtarzam to: gdy myślę o tobie,
ogarnia mnie niewymowna tkliwość.


[Croisset] Sobota wieczorem
[24 kwietnia 1852]


(...) Piszesz mi, że posłałem ci ciekawe refleksje o kobietach
i że im trudno być sobą (kobietom). To prawda; tak się je
uczy kłamać, opowiada im się tyle kłamstw! Nikt nigdy
nie jest w stanie powiedzieć im prawdy i gdy, na swoje
nieszczęście, ktoś jest szczery, są rozjątrzone takim
dziwactwem! Zarzucam im zwłaszcza ich potrzebę
poetyzowania. Mężczyzna kochający swą praczkę będzie
z nią zaznawał rozkoszy, mimo iż będzie wiedział, że jest
głupia; ale jeżeli kobieta kocha prostaka, jest to zapoznany
geniusz, dusza wybrana itd., tak iż wskutek tej wrodzonej
skłonności do zezowania nie widzą one prawdy, gdy ją się
spotyka, ani piękna tam, gdzie ono się znajduje. Ta niższość
(która jest z punktu widzenia miłości samej w sobie
wyższością) jest przyczyną zawodów, na które tak się skarżą!
Żądać, aby na jabłoniach rodziły się pomarańcze,
to ich pospolita choroba.

Luźne maksymy: kobiety nie są szczere wobec samych siebie;
nie przyznają się do swych zmysłów; biorą swą d... za swe
serce, myślą, że księżyc jest stworzony do oświetlania
ich buduaru.

Cynizmu, który jest ironią występku, brak im; albo gdy są
cyniczne, to udają. Kurtyzana jest mitem. Nigdy kobieta
nie wymyśliła rozpusty.

Ich serce jest fortepianem, na którym mężczyzna, egoistyczny
artysta, z lubością wygrywa arie, gdzie może zabłysnąć,
i wszystkie klawisze mu odpowiadają. W stosunku do istotnej
miłości kobieta nie ma zakamarków, nie chowa niczego
dla siebie, jak my, którzy w naszych wszystkich hojnych
wylewach uczucia zachowujemy jednak zawsze in petto trochę
uciułanego grosza na nasz wyłączny użytek... (...).