uczucia, by Ci świadectwo złożyć tym poświęceniem,
żeś niepodzielnym jest władcą i mojej duszy, i mego ciała.
Nigdy, Bóg mi jest świadkiem, niczegom innego nie pożądała
w Tobie okrom samego Ciebie. Ani mię związki małżeńskie
nęciły, ani wiano posażne; nie chciałam nigdy spełniać
swej woli ani też szukać własnych przyjemności.
We wszystkim, jak sam wiesz dobrze, pragnęłam być
Twoją rozkoszą.
A jeśli nawet godność małżonki szczytniejszą i trwalszą być
się wydaje, inne imię zawsze stokroć słodszym mi było:
miano Twej ukochanej, a jeśli mi za złe nie weźmiesz, Twej
miłośnicy czy nałożnicy. Żywiłam bowiem to przeświadczenie,
że im się niżej dla Ciebie ukorzę, mocniej Ci przylgnę
do serca, a jednocześnie dostojność Twoja mniejszy odniesie
uszczerbek.
Wdzięczna Ci jestem i rada, żeś prawdzie mych uczuć, które
snadź dobrze pamiętasz, świadectwo złożył w swym liście
do przyjaciela. W nim to raczyłeś wyłuszczyć niektóre moje
zachęty i rady, którymi usiłowałam Cię odwieść od
złowieszczego małżeństwa. Niemniej jednakże skrzętnieś
pominął milczeniem wiele innych względów, dla których
wolałam przenieść miłość nad stadło, a wolność nad jarzmo.
Boga tu biorę za świadka, że gdyby nawet sam cezar August,
władca świata całego, raczył mnie uwieńczyć honorem
swojej małżonki, światowe cesarstwo ścieląc pod nogi moje,
zawsze z większą rozkoszą i dumą wolałabym siebie
mianować Twą nałożnicą niż monarchinią. Cześć przecie
i cnota nie zawsze chodzą w parze z dostatkiem i mocą.
To drugie bowiem uśmiechem jest szczęścia, to pierwsze -
dziełem zasługi (...).
Boć wszelkie zalety, jakie tylko miłosne wejrzenie niewiasty
odkrywać zwykło w swoim małżonku, jaśniały w Tobie
takim rzęsistym blaskiem, iż nie ja jedna, lecz wszyscy
ludzie nie mniemać mogli, lecz wiedzieć o nich musieli.
Miłość więc moja ku Tobie jarzyła się ogniem prawdziwym,
nie złudnym, ja zaś daleką byłam od błędu.
Któż bowiem, bądź z królów, bądź z książąt, śmiałby Ci
równać się w sławie? Któryż to kraj, któreż to miasto, któreż
to sioło nie pożądały gorąco gościć Cię u siebie? Któryż to,
pytam, z śmiertelnych nie kwapił się wartko, by chociaż Cię
ujrzeć wstępującego na widok publiczny, albo odchodzącego
łakomym nie łowił wzrokiem? Któraż to młódka, któraż
mężatka nie gorzała lubością ku Tobie, gdyś był daleki, a nie
stanęła w płomieniach, gdyś był obecny? Któraż królowa,
któraż księżniczka nie zazdrościła mi szczęścia miłości?
Dwie główne zalety Twoje, wierzaj mi, drogi, sprawiały,
że stać się mogłeś niezwyciężonym pogromcą i łowcą
błyskawicowym serca wszelakiej kobiety, a to słodycz Twej
złotoustej wymowy i wdzięk Twoich pieśni. Nie mniemam
zgoła, by kogokolwiek z mędrców dwa te uroki w jednakiej
mierze zdobiły. Wiadomo przecie, że w żmudnych znojach
filozoficznych dociekań godziwej szukając rozrywki, że nie
powiem igraszki, mnogieś układał piosenki i rytmy, a to na
nutę miłosną, które dla swoich słodkich melodii i myśli
natchnionych szerokim się echem rozniosły po świecie.
Imię zaś Twoje ani na chwilę nie gasło melodią na ustach
ludzkich. Te piosnki Twoje przechowały się nawet w pamięci
prostaczków, a to przez wdzięk swoich melodii. I dla tych to
nade wszystko względów piersi niewieście dyszały miłością ku