Listy Kazimierza
Junoszy-Stępowskiego do Mary
sobota, godzina 5,
marzec 1921, Warszawa
Moje najdroższe, jedyne na świecie, mojeKiciki!
Dziś przyjechałem i o 5-ej jestem w domu, by, tak jak
zawsze, być z Tobą o tej porze. Zresztą ciągle jestem
z Tobą, bo wiem, że Twoje myśli, Twoja dusza i serce jest
ze mną. Czuję to ciepło koło siebie i myślę o Tobie, i chcę,
żebyś jak najprędzej była znowu ze mną. I nie myśl,
majeńkie, że będzie inaczej, że ja przestanę za Tobą tęsknić.
Nie. Ty musisz być ze mną, a ja muszę być z Tobą.
Tak już jest napisane i postanowione, i tego nikt nie odmieni!
Biedactwo Ty moje! Tak mi strasznie było żal,
gdym odjeżdżał, a Ty tam sama stałaś i płakałaś,
i byłaś coraz dalej i dalej, aż na zakręcie znikłaś. Kiciki moje
kochane! Knajko moja słodka! Bardzo, bardzo mi źle i głupio
bez Ciebie. Ta Warszawa taka pusta się zrobiła, taka nudna!
Tak mnie nic nie obchodzi w niej, nic nie interesuje,
a wszystko drażni, bo Ciebie w niej nie będzie tak długo!
Więc Kitek! Nie martw się, nie płakaj. Niech Cię serce nie
boli, bo go szkoda. A staraj się o rozwód i basta! Jeżeli
w kwietniu przyjadę do Berlina, to i Ty będziesz.
Pobierzemy się, tj. załatwimy pewną formalność ze względu
na ludzi i dla swojej własnej przyjemności, i będzie bardzo
dobrze. Tylko, Kitek, nie myśl, że ja piszę tak dlatego,
że pod pierwszym wrażeniem żalu za Tobą z pieca na łeb
postanawiam rzeczy, których mógłbym później żałować,
jak Ty mówisz. - nie! Za dobrze się znamy i lubimy,
i kochamy. (...) Kitek! A może Tobie tak się Londyn podoba,
że nie zechcesz wrócić do mnie? Co? Powiedz!
Widzisz: jak do Ciebie piszę, to mi lżej. Bo mam wrażenie,
że Ty tu jesteś i że rozmawiam z Tobą nos w nos. Malutkie,
teraz wysyłam ten list do Bormana i napiszę do niego, by on
to zaraz załatwił. Kitek! Rób wszystko mądrze i stanowczo,
i spokojnie. Nie rozdrażniaj się, bo serce, i nie martw się nic,
i nie bój się niczego, i myśl o mnie, Kitek. Jeżelibyś nie
mogła wytrzymać w Londynie, to wracaj zaraz. Wtedy
pojechalibyśmy do Berlina razem. I na miłość boską, nie
choruj! To najważniejsze. O rozwodzie zaraz zacznij mówić.
Ściskam Cię gorąco i kocham. Czyś otrzymała mój telegram
z granicy niemieckiej? Wysłałem go zaraz po przyjeździe.
Jakiś poczciwy Niemiec obiecał mi z miasta wysłać depeszę,
bo na stacji nie ma telegrafu. Mógł już Cię nie zastać!
Kit drogi! Jedyny! Nie zapomnij o mnie i wracaj jak ptak!
Ajeżeli Ty tego listu nie dostaniesz? Jeżeli mąż Twój już nie
mieszka tam, gdzie dawniej, tylko w pensjonacie,
którego adresu Jadzia nie zna? To co? Pisz prędko!
9 maja 22
Kochana Knajko!
Dziękuję Ci za Twój dobry list. Mylisz się jednak sądząc,
że może być na świecie coś, co by wpłynęło na zmianę
stosunku mojego do Ciebie. Ty zajmujesz w moim życiu
całkiem specjalne miejsce, z którego żadna siła Ciebie
wyrugować nie może. To jest bardzo cenne dla mnie i tego się
nie pozbędę. Zresztą wiesz o tym tak samo dobrze jak i ja -
więc co "zawracasz głowę"? Kobietę, o której Ci
wspominałem, kocham i kocham silnie - ze strachem. Boję się
o nią i nawet o siebie. Żałuję, że nie mogę Ci opowiedzieć
o wszystkich szczegółach mojego "romansu", bo tylko
te wszystkie detale mogłyby Ci dać wiemy obraz tej,
dla której zwariowałem. Zaręczam Ci, że warto było stracić
głowę. Fotografii jej nie mogę Ci przysłać, bo nie mam.
Jest tego wzrostu co Ty, ale robi wrażenie wyższej,
szczuplejsza od Ciebie. Włosy popielate, miękkie, nieduże.
Twarz ściągła, o cerze przejrzystości, z niebieskawymi
cieniami, często z rumieńcami, które wyglądają jak namalowane.
Cera wyjątkowo piękna. Nosek równy z leciutkim garbkiem,
z rozdętymi, krwistymi chrapami. Usta cudowne z poddartą
górną wargą i dziwnymi kątami, rozpustnymi, czarującymi.
Zęby małe, równe, białe.
I oczy! Takich oczu nie widziałem jeszcze! Ogromne,
szarozielone, w naturalnych, bardzo mocno brązowosinych
obwódkach, co je jeszcze większymi robi, pod czarnymi,
długimi, pod górę, rzęsami. Oczy te czasami mają wyraz
świętej, czasami, i to częściej, opętanej przez diabła,