ale kosztują mnie one teraz zbyt straszne cierpienia. A ostrzec
tych wstrząśnień, które przez Ciebie w udziale mi się dostały,
wybiega zawsze daleko poza cel.
(...) Ach, jakbym ja była szczęśliwa, gdyby mi danem było
całe życie spędzić przy Tobie! Ale jeżeli to była wola
przeznaczenia, że okrutna rozłąka miała nas rozdzielić,
to jednakowoż myślę, że winnam się weselić, iż nie
postąpiłam wiarołomnie, a za żadne skarby świata nie
byłabym w stanie na taką podłość się zdobyć.
Wiem, och wiem, że Cię kocham aż do obłędu. A jednakowoż
nie skarżę się na obłąkaną moc całej mej miłości.
Przyzwyczaiłam się do wszystkich jej męczarń i udręczeń,
a nie mogłabym żyć bez tego szczęścia, które odczuwam
w mej miłości ku Tobie w tysiącach straszliwych tortur.
Ale bezustannie zamęczam się nudą i zniechęceniem
do wszystkiego. Moja rodzina, moi przyjaciele, ten klasztorna,
to wszystko stało mi się wstrętnem i nie do zniesienia (...).
Wszyscy są wzruszeni moją miłością, tylko Ty jeden nie
przestajesz być całkiem obojętny, a jeżeli piszesz, to nic,
prócz zimnych listów, pełnych wiecznych powtarzań, połowa
papieru niezapisana, tak że całkiem ordynarnie pokazujesz,
jak utęskniony był Ci koniec.
Dona Brites męczyła mnie niedawno tak bardzo, by mnie
z mego pokoju wyciągnąć, a ponieważ myślała, że to by mnie
mogło rozerwać, poprowadziła mnie na spacer na werandę,
skąd można widzieć bramy Mertoli. Jak tylko tam weszłam,
opadł mnie straszny ciężar bezlitosnych wspomnień tak,
że całą resztę dnia przepłakałam.
Zaprowadziła mnie z powrotem do pokoju, gdziem się
rzuciła na łóżko i myślałam o tem, jak nikłe są widoki,
że mogłabym znowu kiedykolwiek powrócić do zdrowia.
To wszystko, co się tu robi, by mnie pocieszyć, zaostrza
moje cierpienia, a nawet środki lecznicze są dla mnie tylko
dalszą przyczyną męczarni.
Tam widziałam - ach jak często - jakeś przechodził
z postawą i wejrzeniem, które mnie oczarowały, i przy tem
oknie stałam onego nieszczęsnego dnia, kiedy po raz pierwszy
uczułam pierwsze oznaki mej zgubnej miłości.
Zdawało mi się, jakobyś się starał mnie się przypodobać,
pomimo żeś mnie jeszcze nie znał. Byłam pewna, żeś mnie
zauważył między wszystkiemi, z któremi byłam razem, a jakeś
przystanął, wyobraziłam sobie, żeś zapragnął, bym Cię
dokładnie ujrzeć i całą Twoją zręczność i śmiałość, z jaką
konia ostrogami wspiąłeś, podziwiać mogła. Byłam wylękniona,
gdyś go zmusił do wzięcia ciężkiej przeszkody. Jednem
słowem, czułam się nagle silnie opanowaną przez wszystko,
coś robił, już wtedy czułam, że nie jesteś mi obojętny,
a wszystkie Twoje czyny i zabiegi odnosiłam do siebie.
Znasz aż nadto dobrze ciąg dalszy tego, co się tu rozpoczęło,
ale chociażbym nie potrzebowała Cię oszczędzać,
nie powinnam wywoływać w Tobie wspomnień, z lęku,
by Cię nie obciążać większą jeszcze winą, jaką jest
w rzeczywistości - o ile to w ogóle byłoby możliwem -
a poza tem, aby nie być zmuszoną czynić sobie wyrzutów,
że robiłam sobie tyle daremny trud, by Cię zmusić,
abyś mi pozostał wierny.
Nie chcesz nim być, nie! Jakżebym zresztą mogła
spodziewać się od mych listów i oskarżeń tego, czego miłość
moja i moje oddanie się wobec Twej niewdzięczności