Listy Tomasza Kajetana Węgierskiego
i jego paryskiej kochanki Julii

Pod 37°47' szerokości półn.
22. maja 1783, w mieście Cap.


Byłem tak strasznie chory, że w pierwszych dniach naszej
żeglugi było mi niemożliwem wychodzić z mego hamaku.
Wówczas to, w czasie krótkich przerw moich boleści,
zajmowałem się Tobą. Przywoływałem Cię pamięcią, snułem
myśl o Tobie, i kiedy przesunąłem w moim umyśle przyjemną
kolej miłych chwil, które doznałem koło mojej drogiej Julii,
rozpoczynałem na nowo (...).

Morze jest tak gładkie, jak to lustro, które służyło
do powtarzania naszych przyjemności i do pomnażania
naszego szczęścia. Jak te dwie sytuacje mało są do siebie
podobne! Kiedy będę dość szczęśliwym, aby się na powrót
znaleźć w Twoich ramionach! I czy potrzeba, aby tysiące
przeszkód przyczyniało się do przedłużenia mojej nieobecności
i do odjęcia mi nawet złudy nadziei? Ale jeżeli Ty mi jesteś
wierną, jeżeli Twoje serce nie jest wcale dla mnie zmienione,
to przyjdzie ten czas upragniony i ja odnajdę rozkosze mojej
duszy, aby ich już nigdy nie opuścić.

4. czerwca, środa [1783]


Ach Julio! Jak jestem szczęśliwy na myśl, że Ty straciłaś
chęć podjęcia jej. Byłbym umarł ze zmartwienia myśląc, że
sam byłem przyczyną tych wszystkich cierpień,
którym Twoje zdrowie nie oparłoby się z pewnością.
Nie wiedziałem, czego Ci doradzałem. Za królestwo
nie chciałbym, aby moja przyjaciółka narażała się na czwartą
część tych trudów. Żebyś Ty wiedziała, co się ze mną
zrobiło: blady, mizerny, wycieńczony; mam minę mumii,
a nie jesteśmy jeszcze ani w połowie drogi. Przerwał mi
biedny gołąb, który wpadł do wody i tonie. I to właśnie
w chwili, kiedy miałem myśleć o pięknej bajce La Fontaina.
Biedne stworzenie! Ale ono jest jeszcze szczęśliwsze
ode mnie. Za jedną minutę przestanie cierpieć: a ja kiedy
Cię ujrzę na nowo?

19. czerwca,
czwartek [1783]


Jestem bardzo zmartwiony, gdy pomyślę, że przez 3 miesiące
nie będziesz miała wiadomości o mnie; bardzo się boję,
że nie oddasz mi sprawiedliwości co do moich uczuć,
jak tylko za późno. Otoczona ludźmi, którzy myślą tylko,
aby mi zaszkodzić, jakże mogłabyś się oprzeć? Twoja łatwość,
Twoja dobroć, posłużą właśnie, aby Cię uczynić
niesprawiedliwą; a ponieważ nikt się tam nie znajdzie,
aby bronić moich spraw, będę musiał koniecznie być
skazanym. Oby przynajmniej Twoje wyroki nie były
odwołalnemi i Twoja ostatnia decyzja została w zawieszeniu.
Znam Cię dosyć, aby wierzyć, że nie przebaczyłabyś sobie
nigdy lekkości, popełnionej przez zbytek pośpiechu w Twoim
namiętnym sposobie sądzenia mego postępowania; ale do czego
by posłużyły te spóźnione wyrzuty? Do zmącenia tylko
Twoich przyjemności na chwilę i do usprawiedliwienia,
być może, w Twoich oczach nowych błędów. Jeżeli Julia
jest mi niestałą, będzie ona taką dla dziesięciu innych...
Nie, żebym sądził, że jestem wart więcej, ale ponieważ
moje położenie, okoliczności, moja miłość żywa i prawdziwa,
powinny mi zapewnić jej serce i że sam rozsądek powinien
usposobić ją do przekonania, że nikt inny nie będzie mógł
stworzyć jej szczęścia i je zapewnić. Ona już odczuwała
miłość, miała już związki mniej lub więcej trwałe, można
więc sądzić, że te, które mogą nastąpić, mając o wiele więcej
przykrości, nie dadzą jej uczuć tych uniesień, tych upojeń,
których pierwsze jej dostarczyły. Ta osoba, która musiała być