módl się za mną i w tej otchłani ducha nie opuszczaj mnie,
dodawaj mi głosem siły z daleka. Teraz Ty jedna już
na świecie nade mną masz prawo sądu i prawdy, (...).
Twemu głosowi i sądowi tylko wierzę - on jeden znaczy
u mnie - zresztą, wielka we mnie dla innych urosła
i niewiara, i pogarda. Strzeż mnie, aniele, na drodze żywota -
z Tobą jeszcze, kto wie, czy nie zwyciężę, bez Ciebie,
pewnym przepadnięciem. Jedno słowo Twoje więcej mi energii
podda niż wszystkie brzęki i szumy, i frazesa puste świata
całego! Ku Tobie, dla Ciebie, w myśli wiecznie przytomnej
sądu Twego o mnie, będę każden krok stawiał i działał,
i czynił, aż wybije godzina, w której wygnanie się zakończy
i przyjdę po pogardę do stóp Twoich, a tą nagrodą będzie
mi wzrok Twój wymowny, choć milczący, wzrok, którym
mnie oblejesz jak spokojnym światłem przeznaczonym głowie
męczenników! i ściśniesz mi rękę, i powiesz: "Wątpiłam
o tobie długo, lecz znam ciebie, teraz tyś dobry i piękny".
Innej nagrody od nieba, choćby za lata całe męczeństwa
wszelkiego na ziemi, nie chcę, nie żądam, nie potrzebuję -
bo mi większej i bardziej żądanej dać by niebo nie mogło!
14.08.1843 r.
(...) O Dialy, Dialy, Dialy. Przez piekło teraz dopiero idę.
Wszędzie, gdzie stąpnę, pogardzam albo nienawidzę.
Straszny stan ducha, a w Tobie tylko, w myśli o Tobie,
odpoczynek mój. Boś Ty wzniosła, dumna i dobra zarazem,
bo teraz, teraz jasną tkwisz mi przed oczyma i czuję,
ileś mnie kochała, po torturach moich znam, ileś Ty tortur
przebyła. O, u stóp Twoich leżę i błagam Cię, przebacz
mi wszystkie łzy, któreś wylała. Patrz, równie gorzkie
i krwawe ja teraz co dzień leję, a wszystko, co widzieliśmy
i czuliśmy razem, wydaje mi się niebem, rajem jest tej ziemi,
świętością, anielstwem. O moja, moja, zmiłuj się nade mną,
niech wiem zawsze, co myślisz, co czujesz, co robisz,
gdzie jesteś, wszystko, wszystko. Niech nasze duchy będą
jednością, niech połączeni, choć dalecy, zawsze nachyleni ku
sobie, w Bogu, który nas zapoznał i spoił, ufni, wierzący
w siebie i mający nadzieję w dzień spotkania, niech jedni,
nierozdzielni idziem oboje po tej smutnej drodze, wspominając
niebo i nadziejąc się w niebo. Nadzieja to cnota nierozdzielna
od wiary i miłości, ale miłość wyższa niż wszystko.
Miłość niech trwa, a przepadnie świat.
I miłości pełny, i miłością ku Tobie natchniony, miłością,
co wszystko pokonywa, miłością, co wszystko przecierpi
w imieniu Twoim, miłością świętą i anielską przepojony idę
na męki straszne, na życie wśród ciemności, na płacz
i zgrzytanie, idę ciałem, ale duch mój zawraca, duch mój stąpa
ku Tobie, duch mój z Tobą, tam gdzieś Ty. Myśl, że nie ma
chwili, w której o Tobie nie myślę, każda chwila czasu
jednym uderzeniem serca mego ku Tobie, jednym wyrywaniem
się duszy mojej do Ciebie.
12.02.1844 r.
(...) krzyk rozpaczy, co się nie rozpłynie w sercu drugim,
zostaje we własnym i jak kamyczek przylega do niego,
aż z wielu takich wyrośnie kamienna koszula sercu - sercu
wyrośnie grób! I czuć tę budowę wewnętrzną, jako smutek
ją architektonizuje, jako co chwila, co dzień, co miesiąc więcej
przybywa gmachu tego zimnego i twardego w piersiach -
to właśnie, to zowie się być samym! A taką samotnością
ja wciąż żyję i dopóki nie obaczę Cię, żyć muszę,
bo z jednej strony świętość mojej miłości na tym milczeniu
polega, a z drugiej, któż by mnie pojął, zrozumiał, któż tu
mógłby mojemu duchowi pomóc?