Marcabrun
Patorela
Śród traw zielonych na ustroni,
Gdzie pada swojskiej cień jabłoni,
Mile się kwiaty białe ścielą,
Śpiew ptaków nową gra pobudką,
Naszedłem samą — hej samiutką,
Co mego nie chce znać kochania.
Dziewczyna była jak ulana,
Córka sąsiada kasztelana.
Myślałem, że ta malowana
Błoń, te ją śpiewy rozweselą
I tak słodki czas majowy,
I że posłucha mej namowy...
Spojrzę, od płaczu aż się słania,
Z oczyma stoi łez pełnemi,
Łka westchnieniami gorącemi;
"O Jezu" — woła "królu ziemi,
Mój smutek płynie z twojej męki,
Z ciebie się żałość moja bierze.
Najlepsi chłopcy i rycerze
Na wojnie — taka twoja wola.
Odjeżdża chłopiec mój serdeczny,
Odważny, gładki, szczodry, grzeczny,
A mnie zostaje smutek wieczny,
Tęsknota wielka, żal i jęki.
Król Ludwik niech się złem nasyci
Za te kazania, za te wici
Skąd się poczęła ma niedola".
Gdy tak biadało dziewczę młode,
Przybiegłem do niej ponad wodę:
"Piękna ma, psujesz swą urodę,
Łzy omuskują ci z barw lice,
Niechże ci serce się nie kraje:
Radość ci wróci ten, co gaje
Na wiosnę w nowy liść obleka".
"Panie" — odrzekła — "jać to czuję,
Że Bóg nade mną się zlituje
I że weselem udaruje
W niebie, jak inne — ot — grzesznice.
Lecz tern się smutki me nie zmniejszą;
Tu mi rzecz zabrał najmilejszą".
Przełożył
Edward Porębowicz