Wiersz miłosny Marii Grossek-Koryckiej pod tytułem Miłość [Strona 2]

4

 

I cóż by to szkodziło w niebie i pod niebem,

Gdybyśmy, połączywszy się krwią i duszami

Pod jednym dachem żyli wspólnej pracy chlebem

Z przytulonymi co noc do siebie głowami?

 

To zbyt wiele!... Gdybyśmy w jedną noc miesięczną

Poszli z sobą — dwa cienie — w srebrny zmierzch ogrodu,

Uczuciom naszym dali nazwę stutysięczną

I ustom pocałowań, ile chwil do wschodu.

 

I to za wiele!... Gdyby choć szczerości chwila

Dumy, onieśmielenia, wstydu zniosła tamy,

Gdyby nam się zapomnieć, poważyć do tyła,

Choć raz powiedzieć sobie w głos, że się kochamy —

 

Bez uścisku! — z daleka, zimni, bladzi, niemi —

Współczuciem tylko serca opatrzywszy biedne,

Rozejść się na dwa krańce przeciwległe ziemi,

Zmięszawszy wprzód łzy swoje... nie, tylko łzy jedne.

 

Ale i to za wiele — chociaż to tak mało!...

Czy nas dwoje, wyklęte od Boga istoty,

Szczęściem, gdyby choć najmniej serce go zaznało,

Zwichnęlibyśmy jakichś światów kołowroty?!

 

A jednak prędzej zmarzną w wiecznych lodach tropy,

Prędzej się wszystko zwichrzy w planet karawanie

I runą nam pod nogi nieba wieczne stropy;

Zanim się to ostatnie, to najmniejsze stanie.

 

5

 

Odjechałeś? — To chyba twój cień musiał zostać?...

Powietrze się przede mną w twój obraz układa —

Krok w krok chodzi mym śladem w dzień i w noc twa postać —

Idę i ona idzie... siadam, ona siada.

 

Nie tak, jak martwy portret przelany na płótno,

Który jeden gest, wyraz na wieki powtarza —

Ta twarz chwilę bieżącą, wesołą czy smutną

Przeżywając wraz ze mną, z nią się przeobraża.

 

Rozmawiam z nią myślami — ona podpowiada —

Głos słyszę... jego brzmienie taką prawdą mami,

Gest ręki, ócz spojrzenie... że się płonię blada

Tak, jak w żywej rozmowie, lub zalewam łzami.

 

To chyba duch twój do mnie wrócił z pierwszą nocą,

Zostawiwszy w śnie ciało, co się gdzieś tam tuła,

Czcza jeno forma ludzka, bezduszna, nieczuła,

A duch tu został skuty miłości mej mocą! —

 

I ty będziesz po świecie chodzić takim trupem,

Bo duch na magnetycznym zostanie łańcuchu —

Niechże cię ludzie biorą! — niech się cieszą łupem!

Tyś mój!... w grób ze mną, w wieczność ze mną pójdziesz, Duchu!...