Z dawna mu oczy we łzach stoją,

Z dawna chciał ujrzeć panią swoją.

Czy w nocnej porze, czy o świcie,

Straszne dla niego bez niej życie.

Że oni, jak powoju kwiecie,

Gdy na leszczynie się oplecie,

Pośród zielonych kwitnie pnączy.

Lecz niech je tylko kto rozłączy,

Splecione pędy porozdziera,

Schnie drzewko, powój też umiera.

Rozłączyć dwoje nas daremnie,

Cóż ja bez ciebie, ty beze mnie?

Tak oto mówił jej do woli,

Ona o szczęsnej teraz doli,

A potem rzekła, że mu trzeba

Z królem się jednać, a nie gniewać,

Że męki wycierpiała tyle,

Gdy rozłączenia przyszły chwile,

Gdy Tristan z królem się powadził.

Wszystko snąć ktoś królowi zdradził.

Już oto z sobą pożegnani.

Odeszła Tristanowa pani.

Na myśl, że znowu będą sami,

Gorzkimi zapłakali łzami.

On w Galii teraz oczekuje,

Aż mu przewiny król daruje.

Szczęśliw, że ujrzał swoją miłą,

Wyśpiewał, co im się zdarzyło,

Jej słów od niepamięci broniąc,

Z cicha o struny harfy dzwoniąc.

Goatlef nazwali Brytańczycy

Tę opowiastkę o Tristanie,

Chevrefeuille zowią znów w Bretanii

Całe nieszczęsne to kochanie,

O którym słowo prawdę wieści

W owej prześlicznej opowieści.