Wiersz miłosny Marie de France pod tytułem Słowik [Strona 2]

 

Aż którejś nocy przebudzony

Mąż gniewnie począł pytać żony,

Czemu tak często z łoża wstaje

I dokąd zwykle się udaje.

"Panie — odpowie ona na to —

Nic nie wie o rozkoszach świata,

Kto o słowiczych pieśniach nie wie.

Zaczarowana moc w tym śpiewie.

Słowika słucham, jego czekam,

Jego muzyka mnie urzeka,

Ach, one dają szczęścia wiele

Przecudne te słowicze trele,

Wielka namiętność ma, głęboka,

Nocą i tak nie zmrużę oka."

 

Gdy groźny pan wysłuchał żony,

Zaśmiał sie straszny, rozsierdzony,

Podumał chwilę, wreszcie kazał

Schwytać słowika w łęk z żelaza.

Już niegodziwe te pułapki

Czyhają na ptaszęce łapki,

Nie ma leszczyny ni kasztana

Bez sideł — taki rozkaz pana.

Schwycą stworzenie nieszczęśliwe

I do barona niosą żywe.

Porwał słowika ucieszony,

Podążył do komnaty żony —

"Bywaj mi, pani, pójdź, a skoro,

Rzekę ci jeno słów kilkoro.

Spójrz, oto teraz w mojej mocy

Ptak, co ci kazał czuwać w nocy.

Skoro się dostał w moje ręce,

Już on cię nie obudzi więcej!"

 

Kiedy to usłyszała żona,

Odebrać ptaka chce, strwożona,

I zgrozy pełna dłonie składa,

On jednak śmierć ptaszkowi zada.

Dłońmi obiema szyjkę ściska,

Ukręca ją, już krew z niej tryska,

Zaiste, trudno mówić o tym,

Co srogi pan uczynił potem,

Ptaszęce ciałko rzucił z siłą

Na żonę — suknię zakrwawiło

I krew gwiaździstą trysła plamą

Pod piersią, tam, gdzie serce samo.

Potem pośpiesznie wyszedł z sali.

 

Nieszczęsna słania się i żali,

I tuli ptaszka, łka rozpacznie,

Cała we łzach, przeklinać zacznie

Oprawców, którzy skradli skrycie

Jej szczęście, a ptaszkowi życie.

"Jakiż mi serce ból przenika,

Teraz, gdy nie ma już słowika,

U okna już nie będziem dalej

Z dala na siebie spoglądali.

Mój ukochany — serce czuje —

Pomyśli, że go mniej miłuję.

Poślę słowiczka, w liście powiem

Wszystko, o wszystkim niech się dowie."

I na kawałku złotogłowia

Spisała te żałosne słowa,

Bijące serce przycisnęła,

W ów list słowika owinęła,

Paziowi rozkazała swemu

Ten dar nieszczęsny nieść miłemu.

Rycerz więc teraz wie o wszystkim.

Z rozpaczy, zda się, szału bliski.

Lecz nie zachował się niegodnie,

Gdy ową wieść otrzymał od niej.

 

Rozkazał rzeźbić wnet ze złota

— Przecudna była to robota —

Szkatułkę małą, złoto szczere

Zdobiły nadto grona pereł.

Tam właśnie złożył pan słowika.

Gdy potem wieczko sam domykał,

Zapieczętował szkatułeczkę.

Zamknięcie takie bywa wieczne...

Odtąd, czy w zdrowiu, czy w chorobie,

Zawsze szkatułkę miał przy sobie.

Taka się, moi mili, mieści

Treść w tej przesmutnej opowieści,

O której pamięć nie utonie.

W Bretanii Laustic mówią o niej.