Do ciebie — za sto lat
Maryna Cwietajewa
Do ciebie, co w sto lat urodzony zostaniesz
Po tym, jak ducha wytchnę w ciszę,
Aż z głębi, z wnętrza, jak na śmierć skazaniec,
Ja własną ręką piszę:
— Miły! Nie szukaj mnie! Pozmieniały się mody.
Już i ze starców nikt mnie nie pamięta.
— Usta nie sięgną! — Oto przez letejskie wody
Para mych rąk wyciągnięta.
Widzę twe oczy, dwa rozgorzałe ogniska,
W grób świecą mi, w piekło zatraty,
I tę, co ręką nie drgnie, widzą z bliska,
Umarłą przed stu laty.
W ręku mam — prawie jakby garstkę pyłu —
Wiersze me! — Widzę: brniesz przez wichry szumne
Szukając domu, gdzie się urodziłam,
Albo — gdzie umrę.
Po drodze na kobiety — żywe i szczęśliwe —
Gdy spojrzysz, ja aż rosnę, zachwycona,
Słysząc twój głos: — Oszustki! Wyście, wy, nieżywe!
Żywa jest tylko ona!
Jak ochotnik, służyłem jej z własnej ochoty!
Znam każdy sekret jej, każdy pierścionek!
Wy, obdzieraczki zmarłych! Te klejnoty
Jej zostały skradzione!
O, sto pierścieni mych! Aż w trzewiach na dnie
Skręca mnie skrucha, dotąd niebywała,
Żem tyle ich rozdała, gdzie bądź, jak popadnie,
A ciebie się nie doczekała!
I jeszcze smutno mi, że to dziś przecież,
Dziś wieczór, szłam tak długo wprost przez pola
Za spadającym słońcem — i naprzeciw
Tobie — za sto lat.
Idę o zakład, że i skląć byś mogła mi
Przyjaciół, których skrywa mgła grobowa:
— Tak, czciliście ją wszyscy! A różowej sukni
Żaden nie podarował!
Kto mniej dbał o swą korzyść? — Nie, korzyści
Swej się nie zaprę. Co, zabijesz mnie? — więc po co
Kryć, że od wszystkich wyłudzałam listy
I całowałam nocą.
Powiedzieć? — Powiem! Niebyt — rzecz umowna.
Jesteś mi teraz najgorętszym z gości
I tej, co wśród kochanek lśni jak perła cudowna,
Wyrzekniesz się — dla kości.
Przełożył z rosyjskiego
Robert Stiller