Wiersz miłosny Maryli Wolskiej pod tytułem Godzina, której nie było

Godzina, której nie było

1

 

Dnie całe i całe noce

Słowikiem ogród dygoce,

 

Jakby w kochaniu zawziętem

Ptak krzesał o diament diamentem.

 

W nut rozsypanych bezsensie

Staw żabim chórem się trzęsie;

 

W lesie kukułka tętniąca

Bije godzinę bez końca,

 

Kłamie w zielonym zapale,

Wydzwania z upartą siłą

 

Godzinę, której nie było

I jakiej nie będzie wcale...

 

2

 

Tak mi się usta milczeniem znużyły,

Że dziś, choć wolno — mówić już nie zdołam.

 

Możem odwykła — może nie mam siły —

Tylko cię sercem po imieniu wołam,

Tylko z twym cieniem witam się cichaczem,

 

O ty mój miły! miły — miły — miły —

I w trawy, twarzą, padam z wielkim płaczem!

 

3

 

Na dno zapadam kwitnących traw,

Niebo nade mną, jaskry i szczaw,

 

Słońcem opiły klonowy liść —

I tak jest cudnie, że mógłbyś przyjść...

 

I tak jest cudnie, że trwać byś mógł,

Nim w słońcu zblednie różowy głóg,

 

Nim weroniczki zwiędną i ślaz —

Mógłbyś się sercu śnić jeszcze raz,

 

Nim wiatr z pokwiatu odmuchnie mlecz —

Potem byś sobie znów poszedł precz...

 

4

 

Na trawy leżę płytkim dnie — wciśnięta

Twarzą w szczaw chłodny... Wiatr pachnie i mięta...

 

Wszystko jest wokół latem i niedzielą,

Gdzieś tam, wysoko, obłoki się bielą.

 

Wolno upływa dzień, jak miód ze słoja —

I każda we mnie kropla krwi — jest twoja!

 

Jako się sączy krew z otwartej rany,

Cicho upływa czas nietamowany...