Wiersz miłosny Mieczysławy Buczkówny pod tytułem Wstęp do miłości

Wstęp do miłości

[fragmenty]

To słowo między nami

Wygładzone jak kamień

W tych rękach znikłych

Z odrastającymi na nowo kolcami

Opłakane tylu uśmiechami

Szybsze od myśli

Pełzające w gąszczu podejrzeń

Czyste tak

Że tylko śmierć bieleje na dnie

Aby się mogły boleśnie załamać

Promienie spojrzeń

Niebo desperatów

Wielkie jak chusteczka Desdemony

 

*

 

Aż kiedy wszystko uśnie

Sami dla siebie

Czekając jeszcze

Aż uspokoi się przestrzeń

Czekając więc nieskończenie

Aż wszystko się zbudzi

Ile straciliśmy czasu

 

*

 

Gaśnie woda

Wschodzą słowiki

W ciemnym milczeniu

Róża odchodzi aleją zapachu

Twoje palce

Zakwitają w mojej dłoni

 

*

 

Nagle obdarzeni szóstym zmysłem — sobą

Nie wiedzieliśmy co począć

Z czasem rozbudowanym w niespodziewane wymiary

Z lustrami przestrzeni

Rozkwitającymi za każdym obrotem

Jakby inna planeta

Objawiła formy bytu

Niepojęte dla samotnych zmysłów

 

Poweselało przychylnie

W zdziwieniu nie dowierzając

Przymierzając do snu rzeczywiste

Ledwo śmieliśmy oddychać

Aby się nie rozwiało

Piękne piękniejące w perspektywie nadziei

 

Kasztany oświetlały drogę

Uciekaliśmy z miasta

Pierwszą wiosną

Przez płytkie zboża

Do ziemi obiecanej niezapominajek

Opadała ze mnie łąka

Przyjmowałam błękit

Dotknięcie ust

Potwierdzało wciąż na nowo

Istniejące wokół przez nas

Jeśli więc dzisiaj

Dzisiaj i jutro

Tak patrzysz na mnie

Patrzę na ciebie

Nie zostaliśmy oszukani

 

*

 

Kiedy tak patrzysz

Więdną wszystkie kwiaty

Nawet te których mi nie dałeś

Kiedy tak milczysz

Gasną wszystkie słowa

Nawet te których nie wypowiedziałeś

 

*

 

Śpisz tak spokojnie

Jakby można było spać

Tylko twój oddech słyszę

A mówiłeś — jestem z tobą —

Jakby na jawie

Można było odpowiedzialnie przyrzekać

Śniąc podwójnie

Jeśli ja zasnę