Sen
Miron Białoszewski
I ja trochę nie żyję,
I ty trochę nie żyjesz.
Wpadasz, szybę wybijesz.
Ja leżę. A ty fruwasz,
Fruwasz, wyczuwasz, fruwasz,
Całujesz mnie i witasz.
Ja leżę. Wierzę.
A ty znów nad poduszką,
Troszeczkę za płaściutko
I za-nad głową,
Ale nie papierowo,
A po ludzku i rzewnie,
Więc czuję to tak pewnie.
Wzruszam się do zazdrości
O ludzi, o gości, o coś,
Bez słów graty wywracam
Pół na niby, pół wściekle,
Zabić ciebie? Czy meble?
I buch: ten żal do siebie:
Budzę się, nie ma ciebie.
Leżę. Tramwaje, świat,
Dzień. Z ciebie ani cień.
Ty ani tak, ani tak,
Już nie żyjesz pięć lat.
Wiesz o tym?
Wiesz?
A ja coś podejrzewam,
Że nie tylko na ciebie
Tak się gniewam.
Oj tak. Bo to coś ty,
Ale nie tak zupełnie,
Coś kimś żywym, żywym, żywym
(Tak. Pewnie...)
Sztukowało się coś.
I tak myślę i badam,
I już przez okno wpadam
Do ciebie, bo ty — w łóżku
A ja fruwam za bardzo,
A chcę być tuż tuż.
I już
Wyciągam ręce w dół,
A ty po mnie — w górę,
Łapiesz mnie wpół.
Ściągasz. I ja cię witam,
I oczy ci odmykam,
Bez mowy. Ty przy tym
Trzymasz mnie, żebym
Pod sufitem znów nie był.
A potem zazdrość, szczęście,
Podniecenie, leżenie
Czy lecenie, co jeszcze?
Niewiele, i się budzę,
I trudzę, to rymuję,
Samo się potrzebuje.
Rymy. A solidarność
Plus mizerność, niezdarność,
Niewierność — no.
Fruwam sam przy suficie.
Dmuch, dmucham w ciebie życie?
I czy to to jest na to?
A jak nie to, to co?
Już będzie szóste lato
Szło... Wiesz?
Skąd?
Tramwaje. Jadą, jadą,
Bo to nie dom.
Nocleg na Żoliborzu.
Z tobą gorzej.
Ja ulatuję, jak leżę,
Od nóg, już sen mnie bierze,
A za plecami deszcz cz cz.
Ja zbieram po przystankach
Raz Żoliborz — Śródmieście
Ćśśś...
Raz Żoliborz — Bielany
Od różnych spotykanych
Dla ciebie życie ćśśś...
Po prośbie, ale chytrze,
Bo trzeba rąk dotykać,
Ale tych co się chce.