Brzydula
Nikołaj Zabołocki
Wśród innych wspólnie bawiących się dzieci
Jedna dziewczynka żabkę przypomina.
Wpuszczona w portki nędzna koszulina,
Niekształtna główka w rudawej zamieci
Kędziorków, usta wąskie, ząbki krzywe,
Rysy surowe i nieurodziwe.
U rówieśników radość niespodziana —
Matki wisusom rowery kupiły.
Szaleńcze jazdy trwają już od rana
Wokół dziedzińca, a ta, zapomniana,
Biega za nimi ile w nogach siły.
Że nie jej szczęście? Nie ma to znaczenia,
Gdy serce samo zachwytem wybucha.
Cieszy się, śmieje od ucha do ucha,
Rozpłomieniona radością istnienia.
Podłe zamysły, intencje fałszywe
Nie zawładnęły jeszcze tym stworzeniem,
Wszystko jest dla niej takie nowe, żywe,
to, co dla innych ledwie nikłym cieniem.
I nie chcę myśleć, że kiedyś zobaczę
Dzień taki, w którym strwożona zapłacze
Wśród przyjaciółek widząc z klasy, z ławki
Siebie w ostatnim nieszczęsnym głupiątku.
Oddałbym wszystko, by choć w tym wyjątku
Serce nie pękło na obraz zabawki.
Chciałbym uwierzyć w to, że rozogniona
Dzięki czystemu płomieniowi duszy,
Swój ból, swą gorycz samotnie pokona,
Najcięższy kamień przetopi i skruszy.
Cóż znaczy brzydka twarz, niewypełnienie
Człowieczych marzeń lub imaginacji.
Przy błyskającej z każdym poruszeniem
Subtelnej wnętrza młodzieńczego gracji?
Bo przecież cóż jest urody istotą,
Dlaczego dla niej wznosi się świątynie?
Próżne naczynie z całą swą pustotą
Czy ogień, który rozświetla naczynie?
1955
Przełożył
Stanisław Ulicki