Dość już ujrzeć pantofelka nos,

A cóż majtki, które schną na ganku...

Ach, jak podle zdradziecki jest los,

Że o starszym nie myśli kochanku!

 

V

 

Szarym zmrokiem, w powojenny czas,

Przyszła piękna odwiedzić poetę,

Furknął jedwab, płomyk lampki zgasł...

I oboje pomknęli — za Letę.

 

Jak tam długo trwał otchłanny czar

Nie zależy nikomu, prócz męża

Pewnie tyle, ile dziesięć par

W wściekłym tango salony okręża.

 

A gdy zamknął pieśń wrzącego snu

Ostatniego całusa pieczątką,

Szepnął do niej: Zostaw mi dessou,

Ono wieczną będzie mi pamiątką!...

 

A nazajutrz, bez zmysłów, bez tchu,

W powojennej ekstazy zamęcie,

Ukochane, pachnące dessous

Dał kolejnej piękności w prezencie.

 

VI

 

Coś mi woła młodym głosem ech...

Coś, co kocha, pragnie i pamięta!

I sam nie wiem, czy to taki grzech,

Że się lubi ponętne dziewczęta?

 

A jeśli ich urok wskroś znam

I jak szedłem, tak chcę iść tą drogą,

To się młodym może dziwić mam,

Że kochają, póki tylko mogą?!

 

Niech tam obie ktoś głupi jak pień

Bluźni szczęściu i cnotami straszy,

Ja wam życzę, żeby żaden cień

Nie ćmił nigdy czaru wiosny waszej.

 

Trzeba kochać piękno dusz i ciał,

Póki tli się mocy choćby iskierka,

Niechaj żyją — czyn życia i szał,

I kipiąca jak krew kawałerka!