Zbudzeni ze snu
Philip Lamantia
Zmieceni z chmur
znajdujemy się w podmorskich ogrodach.
Płonące białe okna
z których słowiki wzlatują w słońce.
Czyż przyszliśmy z równinnych miast
lub księżycowego jeziora demonów?
Twoje ciało jest skrzydłem,
córko ledwie widzialnych światów:
razem lecimy ku skałom ciał
pod prochami dawnych kochanków.
Tu nie ma panowania,
nie ma pór roku i nędzy;
tylko nasze praganienia
ujawnione wśród mgieł.
Tu duchy odradzają się wciąż
w pajęczynach twojej twarzy.
Twoje włosy wplątane są w ciała dzieci
śmiejących się przy księżycu;
motyle spoczęły na twych wargach
których słowa spowiły gwiazdy pląsające
i łagodnie spadające na ziemię.
Stałaś się tak pomnikowa,
a ja tak senny.
Woda ścieka po twych przejrzystych piersiach.
Za chwilę będziesz cieniem,
a ja płomieniem snu.
Spotykamy się
korytarze się otworzą,
deszcz wejdzie przez drzwi,
pokąsają nas namiętne psy.
I pędząc pod magicznym dotykiem
przestrzennych księżyców,
kochankowie,
rozleją swą krew
po tajnych korytarzach serca.
Przełożyła
Teresa Truszkowska