Piosenki miłosne po latach
Philip Larkin
Nie wyrzuciła nut — niewiele miejsca w końcu
Zajmowały w szufladzie
Ich znajome okładki, wyblakłe na słońcu,
Albo z kółkami śladów po mokrym wazonie,
Pobazgrane przez dziecko, albo znów w napadzie
Szału porządków starannie sklejone:
Tak doczekały dnia, gdy, będąc dawno wdową,
Znalazła je przypadkiem i stała, na nowo
Zgłębiając, jak posłusznie akord się pochyla,
Aby pomóc przez wąski
Próg taktu przenieść długi, pozszywany z sylab
Tren słowa; wierne echo młodości, jak drzewo
Rozchylające wiosną zbudzone gałązki,
Rozprzestrzeniało w niej tę świeżość śpiewną,
Tę pewność czasu, który wciąż czekał w zapasie,
Gdy grała te melodie po raz pierwszy. Właśnie
To, ten blask, określany przez wytarte słowo
"Miłość", wskrzesił w niej jeszcze
Raz swój jasny początek, gwiazdę, co nad głową
Obiecywała wtedy rozwiązanie, gładki
Tok wszystkiego, niezmienny porządek, i szczęście.
Ułożyć nuty w stos, strzepnąć z okładki
Łzę — nie jest łatwo, gdy się ociągać z przyznaniem,
Że nic z tego nie stało się i już nie stanie.
Przełożył
Stanisław Barańczak