Wybuch
Philip Larkin
W dniu, gdy nastąpił wybuch, cienie
Kładły się w stronę wieży szybu:
Żużlowa hałda spała w słońcu.
Dróżką, w buciorach, szli mężczyźni
Kaszląc od przekleństw i tytoniu,
Pchając barkami świeżą ciszę.
Ktoś pognał za królikiem; wrócił
Z gniazdkiem skowronka, pełnym jajek;
Pokazał innym; złożył w trawie.
Tak przeszli, w brodach i drelichach,
Ojcowie, bracia, śmiech, przezwiska,
Przez bramy, wielkie i otwarte.
W południe drgnęła ziemia; krowy
Przestały żuć na chwilę; słońce,
Opatulone w mgiełkę, zbladło.
Zmarli wkraczają tam przed nami
I zasiadają w domu Pana,
Ujrzymy wszystkich twarzą w twarz —
Prosto jak krój napisu w nawie
Brzmiały te słowa i przez chwilę
Żony ujrzały tych z wybuchu
Większych niż w życiu, z którym sobie
Radzili — złotych niby z monet:
Ze słońca ku nim szli, a jeden
Niósł ptasie jajka, nie stłuczone.
Przełożył
Stanisław Barańczak