Wiersz miłosny Priapei pod tytułem LXXXII [A to co znów nowego? Czyżby bóg

LXXXII

A to co znów nowego? Czyżby bóg się gniewał?

Choć w nocnej ciszy chłopiec już spoczywał piękny

Ukryty w mych rozgrzanych objęciach, to Wenus

Pozostała spokojna i męskim zwyczajem

Bezsilny starczy członek mój nie podniósł głowy.

Czy tak chcesz, Priapie, który pod cienistym drzewem

Zwykłeś, zwieńczywszy głowę winną latoroślą,

Sam czerwony zasiadać z tym drągiem czerwonym?

Wszak sam, Po-Trzykroć-Wielki, ci przewiązywałem

Tak często twoje włosy świeżymi kwiatami,

Sam krzykiem odstraszałem często kiedy tobie

Sędziwy kruk lub kawka fruwająca żwawo

Świętą głowę raniła swym rogowym dziobem!

Zegnaj mego podbrzusza zdrajco niegodziwy,

Żegnaj, Priapie, już tobie nic nie jestem winien.

Będziesz leżał wśród pola pleśnią porośnięty,

A pies wściekły i świnia w błocie umazana

O twój bok zapomniany ocierać się będą.

Zbrodniczy członku, strzeż się wyrządzać mi szkody!

Srogim i zbożnym prawem za winę odpowiesz:

Choćbyś gorzko się żalił, już ci żaden chłopiec

Nie odda się milutki, co widząc posłanie

Przymilną sztuką kręci swym tyłkiem ruchliwym,

Ni wesoła dziewczyna delikatną ręką

Nie popieści, nie przylgnie swoim lśniącym udem.

Już szykuje się za to dwuzębna kochanka,

Co znała Romulusa, w której czarnym kroczu

Widać grotę obwisłym przesłoniętą brzuchem,

Zakrytą luźną skórą, a odwiecznym szronem

Pleśń osnuta ten otwór zarasta wokoło.

Na ciebie się szykuje, by twą śliską głowę

Mogła wchłonąć trzy razy ta jama głęboka.

Obyś spał z nią wbrew woli i, choć jak wąż giętki,

Trzeć tak musiał dopóki — nieszczęsny! nieszczęsny! —

Trzykrotnie, czterokrotnie, nie napełnisz jamy.

I nic ci nie pomoże wtedy twoja duma,

Kiedy głowę zatopisz w tym chlupiącym błocie.

Cóż to, leniwcze! Nie wstyd tobie obwisłości?

Ten jeden raz niech ujdzie ci jednak bezkarnie!

Lecz gdy tylko powróci ten mój chłopiec złoty,

Kiedy tylko usłyszysz jego kroków echo,

Świeża żądza niech wróci napięcie cięciwie,

Niespokojne nabrzmienie znów napręży członek

I nie wcześniej ustąpi aż mnie żartobliwa

Wenus w końcu rozsadzi i miękkim uczyni.

Przełożył Jerzy Ciechanowicz