III, 16
Propercjusz
Środek nocy. Przychodzi list od mojej pani
Z rozkazem, bym się w Tibur pojawił bez zwłoki,
Gdzie na jasnych wzniesieniach bliźniacze są wieże,
A do rozległych jezior woda Anio spada.
Co mam robić? Zapadłym oddać się ciemnościom,
By bać się, że zbójecka zaskoczy mnie ręka?
Lecz jeśli będę zwlekać za strachu przyczyną,
Płacz mnie czeka od wroga nocnego straszniejszy.
Raz zawiodłem — rok cały byłem na wygnaniu.
Nie jest ona łagodna, gdy chce mnie ukarać.
Kochający jest święty — któż go skrzywdzić może?
On i drogą Skirona mógłby iść bezpiecznie.
Kto kocha, może błądzić po Scytii wybrzeżach —
Nikt tak dziki nie będzie, by chciał mu zaszkodzić.
Księżyc drogę mu wskaże, a gwiazdy wyboje,
Sam Amor przed nim niesie płonącą pochodnię
I nawet psy zajadłe odwracają paszcze.
Takiemu w każdej porze droga jest bezpieczna.
Tak nikłą krew kochanka któż rozlałby bowiem
Niegodziwie? Wygnanym sama Wenus sprzyja.
Jeżeli zaś śmierć pewna skończy tę przygodę,
Za śmierć taką sam chętnie jeszcze bym zapłacił.
Ona na grób wonności potem mi przyniesie
I wieńcami ozdobi, czuwać przy nim będzie.
Niechaj sprawią bogowie, by me kości w ziemi
Nie spoczywały, kędy tłum zwykle przechodzi.
Grób kochanków po śmierci tak jest bezczeszczony.
Mnie niech skryje lesista ziemia na bezdrożu
Lub pod zwałami piasku legnę zapomniany.
Nie chcę pośrodku drogi mieć swego imienia.
Przełożył Jerzy Ciechanowicz