Wiersz miłosny Richara Dehmela pod tytułem Spotkanie

Spotkanie

Wtedy było tak samo pięknie. Tak bezgłośnie

Ciężkie powietrze spowijało ziemię,

A pod nawisem żałobnego buka

Fałszywie zawodziły na skraju ogrodu

Opary kwiatów bzu;

Milcząc ujęła mą gorącą dłoń,

Milcząc ze szczęścia.

 

Jak gdyby zapach grobu... To nie moja wina!

Ty, blade światło z tamtej strony progu,

Dlaczego stoisz niby duch w całunie —

Zniknij, niemy wyrzucie, obrazie złamanej duszy!

Czemu się na mnie gapisz boskimi oczyma?

Ja jej nie złamałem! Zrobiła to sama! Czemu tak męczę się

Cudzym nieszczęściem...

 

Ziemia szarzeje; noc nie krzesze iskry,

Wierzby we mgle wyglądają jak dymy,

Ciężkie niebo wydaje się zapadać w zboże.

Cicho wisi listowie na wilgotnym krzaku,

Jak gdyby wszystkie liście zażyły trucizny;

Tak cicho teraz leży również ona.

Chcę śmierci!

Przełożył
Leopold Lewin