Lato
Ritusahawara
Kochanko! Pora lata nadeszła gorąca,
Sadzawki wysychają od ciągłych kąpieli,
Słońce praży — więc wszystko tęskni do miesiąca,
Żądza milknie i tylko wieczór nas weseli.
A więc szukamy dzisiaj cienistych ustroni,
Altanek, które wilgoć fontanny przesyca,
Klejnotów i czandany balsamicznych woni
I nocy oświetlonych blaskami księżyca.
Na dźwięk lutni, co w sercach żar miłości nieci,
Kochanek o północy dąży pod krużganki,
Wonne od słodkich maści i zapachów kwieci,
I — zda się — drżące z lekka od westchnień kochanki.
Biodrami spowitymi w muśliny przejrzyste,
Piersią wonną i strojną w naszyjników pęki,
Włosy namaszczonymi po kąpieli czystej,
Niewiasty śpieszą lubych ukoić udręki.
Nogi dziewcząt, błyszczące od laków czerwieni
I zdobne w bransolety, których lekkie drgania
Wydają dźwięk podobny do łabędzich pieni,
W sercach mężczyzn gorące budzą pożądania.
W czyim sercu miłosnej nie zrodzi tęsknoty
Pierś namaszczona wonnym balsamem czandany,
Biodra pełne, okrągłe, w pas ujęte złoty,
I białych kwiatów wieniec, piersią kołysany?
Pot zrasza ciała niewiast, wątłe członki słabną,
Więc zbywszy się klejnotów i sukien ciężaru,
Na pierś wypukłą lekką osłonę jedwabną
Narzucają dziewice omdlałe od żaru.
Od pachnących, wilgotnych wachlarza powiewów,
Od falowania piersi w naszyjniki strojnej,
Od cichych dźwięków lutni, przytłumionych śpiewów
Budzi się bóg miłości z drzemki swej spokojnej.
Nocą księżyc przenika do białych podwoi
I, wpatrzony w oblicza niewiast słodko śpiące,
Lubym widokiem długo wzrok swój chciwy poi,
Aż wreszcie z wstydu blednie, spłoszony przez słońce.
Wicher straszny nad ziemią kłęby kurzu miota,
Słońce praży świat żarem ognistej pożogi,
Więc choć serce wędrowca pożera tęsknota,
Dzisiaj już do swej lubej nie odnajdzie drogi.
Przełożył
A. Kałuski