Wiersz miłosny Roberta Creeleya pod tytułem Drzwi [Strona 2]
Nie wejdę tam nigdy.
Och, Pani, pamiętaj o mnie,
który starzeję się w Twej służbie,
nie stając się przez to mądrzejszym.
Jakże mam umierać samotnie.
Gdzie wtedy będę, gdy teraz jestem samotny
i cóż jęczy tak żałośnie
w tym pokoju gdzie jestem sam?
Pójdę do ogrodu.
Będę romantykiem. Zaprzedam się
piekłu, w niebie
także będę.
W moim umyśle widzę drzwi.
Widzę zapraszający mnie blask słońca
na posadzce, gdy spódnica Pani
niknie w oddali.
Przełożyła
Teresa Truszkowska