Wiersz miłosny Roberta Frosta pod tytułem Żona ze wzgórza [Strona 2]
Aż kiedyś weszła głębiej w las — gałązek
Narwać w olszynie.
Ledwie słyszała, gdy zaczął ją wołać
Gdzieś po godzinie —
Nie odezwała się — nie było mowy
Już o powrocie.
Stała przez chwilę, a potem pobiegła
Między paprocie.
Nie mógł jej znaleźć, chociaż wszędzie szukał
I pytał wszędzie,
Wybrał się nawet do jej matki, myśląc:
Może tam będzie.
Nagle, bez trudu, lekko prysły więzi,
Co ich łączyły,
I poznał inne nieodwołalności
Oprócz mogiły.
Przełożył
Stanisław Barańczak