Wiersz miłosny Roberta Gawłowskiego pod tytułem Podróż chroniczna
Podróż chroniczna
Robert Gawłowski
Pociąg mija dworce, dzwoniące rogatki,
czerwone stacyjki obrośnięte nocą.
Migają okna, których nie chcemy widzieć
zatopieni w rozmowie o tym jak pisać, by wyrazić
siebie. Pamiętam te słowa. One wciąż wracają:
"Najlepiej, żeby był tylko świat,
to — jakie jest po prostu — zwykle trwanie,
żeby ten, co wypowiada pozostał ukryty, jakby
nieobecny". I gdy, jak dzieci sobie się tak śnimy,
wciąż jest realne: młody kolejarz dotyka dziewczyny,
stróż w małej budce czyta kryminały, szczekają psy,
głodny mężczyzna połyka kiełbasę, w fabrycznej hali
błyska spawarka. Z pędem powietrza przemyka w nas
przestrzeń. Wagon rozdziera horyzontu głębię.
Potwór życia śmieje się ponad nami. Ponad ciemnością —
A "ty" i Ja" — są tylko
przezroczystymi zaimkami.