Kupiłem bilet do stacji
Robert Rożdiestwienski
Kupiłem bilet do stacji
Pierwsza Miłość.
Nieoczekiwanie,
żartem,
niechcący.
Nikt się nie przysiadł,
był tylko dym
i gorzkie papierosy.
I herbatę piłem gorącą.
I mgła się kołysała —
niebieskawa i bura.
I jeszcze w zamyśleniu
parowóz pohukiwał...
Niedaleko od stacji
była kiedyś góra.
Taka wysoka i ciepła.
Do gwiazd chyba.
Nie nazywaj jej jeszcze po imieniu przez chwilę,
chociaż na pewno zaraz —
z cienia się wynurzy.
Jeśli nie zajdę wysoko, to przynajmniej spojrzę
na Pierwszą Miłość. Jestem,
tu,
u podnóży.
Głowę
w górę zadarłem i drżąc,
niecierpliwie
dotknąłem kamienia rozpaloną ręką.
I okazało się nagle,
że nic tutaj nie ma,
że wierzchołek
nie sięga
nawet do pół piętra...
Zaraz!
Pamięć szwankuje,
może wzrok mam słaby?
Mądry śnieg sypie:
kładzie się
dywanem.
Do słów słowa przymarzły,
do sylab —
sylaby...
Jakież to wszystko
zasypane!...
Pędził pociąg z przeszłości —
było tak? Nie było?
Na ślepo, jak w niepamięć
zapadał w zamiecie...
Podobno jest taka stacja —
Pierwsza Miłość.
Tam jest ciemno i zimno.
Sprawdzałem to przecież.
Przełożył
Andrzej Bień