Wiersz miłosny Stephanii Mallarme pod tytułem Popołudnie fauna [Strona 2]

Róż, których zapach ginie, słońcem wysuszony,

Gdzie psota nasza dzień niech przypomni skończony."

Wielbię ten gniew dziewiczy, o rozkoszy dzika

Świętego ich ciężaru, co nagi umyka

Od mej wargi w płomieniu, niczym błyskawicy

Drżenie! ten przestrach słodkiej ciała tajemnicy:

Od stóp jednej nieludzkiej do drugiej strwożonej

Którą naraz opuszcza niewinność, zroszonej

Przez głupie łzy lub inny opar nie tak smutny.

"Moją zbrodnią, żem strachy te zdradzieckie, butny,

Poskramiał i sczochrane pocałunków kępy,

Tak mieszane przez bogów, rozrywał na strzępy:

Bo zaledwie zdołałem ukryć śmiech płonący

W rozkosznych fałdkach jednej skrycie pilnującej

Paluszkiem małym, aby czysta biel jej pióra,

Barwiąc się, podniecała małą siostrę, która

Nie rumieni się nawet, maleństwo naiwne;

Kiedy z ramion zwątlałych przez omdlenie dziwne

Zdobycz ma bezlitośnie wymyka się zręczna,

Na mój spazm niewrażliwa, na zawsze niewdzięczna."

 

Więc niech tam! Wnet mnie inne powiodą w swawole

Warkoczem, zaplątanym w rogi na mym czole;

Wiesz, namiętności, że gdy purpurą się plami

Dojrzały granat — pęka i brzęczy pszczołami,

Krew nasza, rozkochana w tym, co ją przemienia,

Przelewa się na cały wieczny rój pragnienia.

Kiedy las gra barwami z popiołu i złota,

Listowiem obumarłym święty ogień miota:

Etno! to na twym zboczu, gdy Wenus ku ziemi

Po twej lawie piętami stąpa niewinnemi,

Gdy grzmi sen smutny, albo płomień gaśnie z wolna,

Mam królową!

O sroga karo...

Nie, lecz wolna

Od słów dusza i ciało nazbyt ociężałe

Późno ulega ciszy z południa upałem:

W zapomnieniu bluźnierstwa spać trzeba, na skraju

Odmienionego piasku lec, ku gwieździe urodzajów

Winnych otwarłszy usta, którym wina mało!

 

Żegnaj, stadło; niech widzę, żeś cieniem się stało.

Przełożył Ryszard Matuszewski