Kwiat paproci
Światopełk Karpiński
Oto ślubna kareta już czeka przed domem,
we fraku, niby bocian, brodzę po pokoju,
a ty — najbielsza — usta malujesz łakome.
Narysuj sobie wargi dziecinne w nastroju.
I pod śliskim jedwabiem ucisz piersi płynne,
a pamiętaj, że nawet stąpać musisz skromnie,
bowiem moje dziewczyny zawsze są niewinne.
Dobrze ci zapłaciłem, żebyś przyszła do mnie.
Teraz weź mnie pod rękę, tuląc białe kwiecie,
wsiądziemy, pojedziemy z turkotem wesołym,
i pamiętaj, że miałaś płonić się w karecie,
gdy klęknę uda twoje parząc sinym czołem!
Następnie krzykniesz krwawo i cicho zapłaczesz,
gryząc lilię chusteczki, co ma mokry zapach.
Potem szepcząc żarliwie, choćby zwykły pacierz,
masz nagle mnie wycmokać po czerwonych łapach.
I jeśli wszystko będzie — od słów aż do kwiatów —
jak ci w notesie wczoraj skrzętnie wpisałem,
to jutro znów pomkniemy wśród trzaskania batów
i znowu ja we fraku a ty w sukni białej.
Tak będziemy przeżywać ową grę zabawną
złamanego cylindra, zmiętego welonu...
A kiedy już się staniesz jedyną i sprawną,
zostanę twoim mężem, a ty moją żoną!