Wiersz miłosny Tadeusza Gajcego pod tytułem Przez zamieć wiosenną

Przez zamieć wiosenną

Znowu drobniutki świergot

gałęzi jak śniegu leniwej

i twarzy białej lusterko

w obłoku włosów sennych,

spada dzień jak złocona śliwa,

a my ciągle przez zamieć idziemy

z cieniem prędkiej młodości za rękę.

 

Deszcz wiosenny kuleje w powietrzu

i spryskana obłoków łąką

a my jeszcze ściśnięte pięści

jak karabin dźwigamy po bokach.

I gdy wiatru zawiły flet

stado rybne w rzece roztrąci

jak do strzału składamy brew

 

Wciąż zdziwieni, nierozumięjący.

A gdy chmura wypukłym hełmem

błyśnie w słońcu i koloru grot

niby tęcza przystanie znienacka,

wtedy w piersi jak w nawie kościelnej

ciężkie serce jak brzemię plecaka

schyla ciało i myli nasz krok.

 

Znowu głos przywołuje

i słonecznik instrument skręca

nad pejzażem wtulonym w niebo,

a my ręką jak żuraw nad studnią

pochyloną nad mroczną pamięcią

powiadamy: nie można, nie trzeba.

 

Z domów białych, zakrzepłych jak z lodu

kwiat olbrzymi z dymu się wspina

pod zielony obłoków pierścień —

a my czoło pokryte przez młodość

odwracamy, gdzie bliska ojczyzna

grom wygasły jak krzyż czarny niesie.