Neutralne odcienie
Thomas Hardy
Staliśmy w ten zimowy dzień, z zimna skuleni,
Nad stawem, w słońcu zbladłym, jakby Bóg je zbeształ;
Nędzną darń kryły liście, spopielała resztka
Ognistych barw jesionu z minionej jesieni.
Patrzyłaś na mnie wzrokiem, jakim się obdarza
Zagadki o od dawna znanych rozwiązaniach;
Mówiliśmy — spierali się bez przekonania,
Któremu z nas ta miłość więcej strat przysparza.
Twój uśmiech był najbardziej martwą z wszystkich w świecie
Rzeczy dość żywych, aby miały siły skonać;
I kącikom ust gorycz ciążyła spóźniona,
Jakby złowróżbny ptak próżno chciał wzlecieć...
Odtąd wszystko trwa dla mnie w kształcie tej jałowej
Lekcji — że miłość łudzi, by skazać na mękę:
Twoja twarz, drzewo, słońce przez Boga przeklęte
I staw obramowany szarawym listowiem.
Przełożył
Stanisław Barańczak